Historie

Titanic z załogą na czterech łapach Dominika Krakowiak

W 1912 roku zatonął transatlantyk Titanic, okrzyknięty jeszcze przed wodowaniem „statkiem marzeń”. Tragiczne zdarzenia z owej feralnej nocy z 14 na 15 kwietnia doprowadziły do śmierci aż 1502 osób z 2207 osobowej załogi i pasażerów. Jednak, jak niektóre źródła podają, nie jest to pełna lista ofiar tego wypadku. Podobno na pokładzie Titanica były także psy…

Plakat z filmu "Titanic" z 1943 roku. Nie istnieją żadne fotografie katastrofy. Plakat z filmu "Titanic" z 1943 roku. Nie istnieją żadne fotografie katastrofy. Źródło: Forum

W kwietniu 2012 roku wybiła setna rocznica katastrofy Titanica. Przez miniony wiek tragiczna historia „statku marzeń”, pośród podań historycznych, zdążyła obrosnąć już także grubą warstwą legend, mitów i bajek. Ale nawet w tym kontekście bardzo rzadko słyszy się, że załogę tego niesamowitego transatlantyckiego liniowca tworzyły także zwierzęta. Tymczasem na pokładzie Titanica podobno, przebywało około 12 psów. Dlaczego było ich tak mało i czy któryś z nich przeżył?

Na Titanicu jedynie turyści odbywający rejs pierwszą klasą mieli możliwość zabrania w podróż swojego pupila - stąd mała ich liczba na pokładzie. Z drugiej strony niewiele osób miało odwagę wziąć w taki rejs czworonoga. Na statku pojawiły się więc najbardziej ukochane psy zamożnych właścicieli, którym trudno było się rozstać ze swoimi ulubieńcami. Według doniesień, wśród czworonożnej załogi znalazły się takie psiaki jak: king charles spaniele, pomeraniany, nowofunland, pudel, foksterier, dog niemiecki, buldog francuski, airedale terrer i pekińczyk. Inne źródła donoszą, że zwierzęcą załogę dopełniały także dwa mieszańce, ale wiążących dowodów na to brak.

Jakkolwiek, wszystkie psy przebywające na Titanicu ze względu na swój (a w zasadzie ich państwa) status społeczny wiodły tam bardzo sympatyczne życie. Do czasu, oczywiście. Małe pieski mieszkały wraz ze swoim państwem w kajutach, a większe na noc zamykane były w specjalnych, luksusowych kojcach. Zarówno w dzień, jak i w nocy obsługa statku zobligowana była usługiwać czworonożnej klienteli z nie mniejszym oddaniem niż ich państwu z wykupionymi biletami. Pieski z Titanica dostawały więc same wyszukane potrawy, wprost spod ręki szefa kuchni, były regularnie czesane, głaskane, wybawiane oraz… wyprowadzane kilka razy dziennie na pokład spacerowy (oczywiście sprzątanie po futrzakach również nie należało do obowiązków ich właścicieli).

Gromadne wyprowadzanie psów podobno tak bardzo przypadło do gustu pozostałym podróżnym, że wkrótce widowiskowe spacery tych wyjątkowo zadbanych zwierząt stały się dodatkową atrakcją rejsu, która regularnie przyciągała na pokład spacerowy całe tłumy. Czworonożni goście statku tak szybko zaskarbili sobie serca wszystkich turystów Titanica, że już na piąty dzień podróży planowano im wstępnie zorganizować wybór psiej piękności. Niestety, nie zdążono już zrealizować tego pomysłu…

W nocy, czwartego dnia rejsu, Titanic zderzył się z górą lodową. Wydarzenia z 14 i 15 kwietnia, w dużej mierze, nałożyły na prawdziwą historię załogi Titanica mroczną tajemnicę. Wspomnienia świadków i badania przez wiele lat pozostawały w sprzeczności. Sam wrak Titanica został odnaleziony dopiero w 1985 roku, a ostatnia osoba na ziemi, która przeżyła katastrofę tego statku, pani Milllvina Dean, zmarła w 2009 roku. Zresztą, w dniu tragedii miała zaledwie dwa miesiące… Odnotowano jednak, że katastrofę przeżyły, o dziwo, dwa małe pieski (prawdopodobnie był to pekińczyk i szpic miniaturka). Uratowały się, gdyż właściciele podczas katastrofy ani na chwilę nie wypuścili tych zwierząt z rąk. Losy reszty psich pasażerów nie zostały niestety w żaden sposób udokumentowane. Mimo to, jeszcze długo po tragedii krążyły między ludźmi opowieści o pozostałych czworonożnych pasażerach Titanica i ich właścicielach. Opowiadano o nowofundlandzie, który podobno szczekaniem miał zaalarmować statek Carpathia (a ten uratował szalupę z rozbitkami). Mówiono też o pasażerce, która odmówiła wejścia do innej szalupy ratunkowej bez swego psa, czy o zamarzniętych zwłokach rozbitka, który obejmował w śmiertelnym uścisku ciało ukochanego pupila… Poruszających opowieści było wiele, jednak rzeczywisty  ślad po pozostałych dziesięciu psach bezpowrotnie przepadł w odmęcie Atlantyku.

Na czarną listę 1502 śmiertelnych ofiar przerażającej katastrofy Titanica, można więc śmiało wciągnąć jeszcze kolejnych dziesięć ciał. W końcu od reszty poszkodowanych różnić się będą tak naprawdę tylko dwiema rzeczami: ilością nóg i całkowitą bezbronnością w obliczu bezlitosnego oceanu.

Wróć do cyklu