Cała nadzieja w psach…

W okresie „gorączki złota” na Alasce rząd Stanów Zjednoczonych założył posterunki wojskowe w Nome i St. Michael oraz w interiorze. Wojsko przeciągnęło pomiędzy nimi linie telegraficzne. Zimą był to jedyny szybki sposób komunikacji ze światem. Niestety dotyczył tylko przekazywania informacji. Najbliższe miasto Nenana, do którego docierał pociąg było oddalone od Nome o ponad tysiąc kilometrów.  Psi zaprzęg  pokonywał tę trasę w ciągu 25 dni i wyruszał co dwa tygodnie.

Źródło: © Al Grillo/AStock/Corbis

W dniu 22 stycznia 1925 roku lekarz Curtis Welch z miasta Nome na Alasce wysłał do Ministerstwa Zdrowia USA telegram następującej treści:

Epidemia błonicy prawie nieunikniona. Stop. Pilnie potrzebuje miliona jednostek surowicy przeciwbłoniczej. Stop. Transport jedynie pocztowy. Stop. Wniosek do komisarza terytorium ds. zdrowia o przeciwciała wysłany. Stop.

Rozpoczął się wyścig z czasem.

Zdobyć lekarstwo

Welch dysponował zapasem 80 tysięcy jednostek surowicy, które mogły wystarczyć dla zaledwie kilku pacjentów. Chorych przybywało. Błonica była wówczas straszną chorobą, zbierającą śmiertelne żniwo głównie wśród dzieci, a przy tym niezmiernie zaraźliwą. Lekarz bał się, że epidemia może rozszerzyć się na pozostałe nadmorskie miejscowości położone wokół Nome. Wiedział też, że rdzenni mieszkańcy tej ziemi są kompletnie nieodporni na choroby przywlekane przez białych osadników.

Tymczasem Rada Miejska w Nome zarządziła kwarantannę w mieście. Podczas debaty jak najszybciej przetransportować surowicę jeden z członków Rady Mark Summers poddał pod dyskusję projekt, by równolegle z przeciwległych krańców wyruszyły dwa psie zaprzęgi i spotkały się  Nulato, leżącym mniej więcej w połowie drogi z Nome do Nenany, gdzie miała być dostarczona surowica. Z Nome miał wyruszyć Leonard Seppala. Było tylko jedno ale… Rada Miasta nie wiedziała, kiedy Służba Zdrowia Publicznego Stanów Zjednoczonych zgromadzi potrzebny 1 milion jednostek antytoksyny i kiedy wyśle lek do Seatle, skąd popłynie on na Alaskę do portu Steward, by pociągiem przejechać do Nenany. W najlepszym wypadku surowica mogłaby dotrzeć do potrzebujących pod koniec lutego.

Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że 26 stycznia dyrektor szpitala z miasta Anchorage, znajdującego się na trasie linii kolejowej Steward – Nenana znalazł w swoich magazynach 300 tysięcy jednostek surowicy i postanowił natychmiast je wysłać, nie czekając na decyzję Waszyngtonu.

Wielkie poświęcenie

Podróż pociągiem w głąb lądu trwała dobę. To było prawie 700 kilometrów. Surowica miała się znaleźć w Nenanie 27 stycznia w nocy. Teraz decyzja należała do gubernatora Alaski: czy  paczka z lekarstwem ma być dostarczona tradycyjnie, psim zaprzęgiem, czy zaryzykować i wysłać ją samolotem z Fairbanks.

Gubernator po rozważeniu wszystkich za i przeciw postawił na psy. Zmodyfikował jedynie  pierwotny pomysł, by na spotkanie z Seppalą w połowie szlaku wyjechał jeden zespół. Zadecydował, że cała trasa zostanie podzielona na odcinki, obsługiwane przez najlepszych poganiaczy w danym regionie. Zaprzęgi będą podróżować dniem i nocą, póki nie spotkają się z zaprzęgiem Seppali, który zawiezie lek do celu.

27 stycznia rano z Nome do Nulato wyruszył Leonard Seppala. Ten doświadczony przewoźnik zabrał ze sobą dwa zaprzęgi psów. Gdy jeden ciągnął ładunek, drugi odpoczywał biegnąc obok. Taki system pozwolił poganiaczowi jechać prawie non stop.

Leonard Seppala ze swoimi psami. Źródło: Underwood & Underwood/Corbis

Tego samego dnia tylko późnym wieczorem, gdy tylko pociąg z lekami przybył do Nenany. Pierwszy w sztafecie maszer, Wiliam Shannon, zwany Dzikim Billem odebrał od konduktora dziesięciokilogramową paczkę, dobrze przytwierdził do sań, stanął na płozach, zwolnił hamulec i ruszył przed siebie. W jego zaprzęgu biegło  9 psów. Prowadzi je 5 letni Blackie. Pozostałe psy były młode i niedoświadczone.

Shannon miał do przebycia odcinek 83 kilometrów. Droga była w okropnym stanie, gdyż kilka dni wcześniej głębokie dziury w śniegu zostawił konny zaprzęg, narażając psy na zranienie łap i uszkodzenie stawów. Shannon zdecydował się zjechać na rzekę Tanana i podróżować po lodzie. W pewnym momencie Blackie gwałtownie skręcił o mało nie wyrzucając maszera z sań. Okazało się, że mądry pies w ostatnim momencie ominął otwór w lodzie wyżłobionym przez prąd rzeki. Tymczasem temperatura spadła poniżej 50 st. C, poganiaczowi zaczęły kostnieć kończyny a cztery psy miały się coraz gorzej. Koło trzeciej w nocy ledwo żywi dotarli do zajazdu w Minto. Do Tolvany, gdzie czekał na niego następny maszer miał jeszcze 35 kilometrów. Przez cztery godziny siedział przy piecu, pijąc gorącą kawę, by dojść do siebie. Rano okazało się, że trzy psy mają odmrożone płuca i nie nadają się do dalszej jazdy. Shannon ruszył w dalszą podróż z zaprzęgiem sześć psów. Na miejsce dotarł  przed jedenastą. Twarz miał odmrożoną, także psy były w fatalnym stanie. Trzy: Szczeniak, Jack i Śmigacz nie przeżyły tego biegu. Prawdopodobnie nie udało się również uratować Niedźwiedzia.

1 2 3 4