Babciu, mam kota ... XV Dorota Mularczyk

-Znaczy … już?- spytał Marcel z miną jakby dowiedział się, że właśnie wygrał los na loterii.

-A co byś jeszcze chciał?- spytał kot z nutka drwiny. –Fanfary? Za taką zagadkę?- a sam do siebie mruknął. –O ile rzecz oczywistą można nazwać zagadką.

Marcel razem z Bąblem, zaraz za kotem, skierowali się w stronę następnego przejścia. Ale gdy zatrzymali się przed nimi kot odwrócił się i usiadł do wrót tyłem..

Marcel spojrzał na niego zdziwiony.- O co chodzi? Masz jakieś pytanie?

-Tak. Które wrota wybieracie?

Wszyscy na „trzy cztery” spojrzeli na ściany. Kot słusznie zwrócił uwagę, pojawiły się kolejne dwie możliwości wyjścia z tego pomieszczenia.

-He, He. Dobre sobie.- Marcel uśmiechnął się niepewnie. –Nie no,- podrapał się po głowie –nie będziemy kluczyć. Idziemy w linii prostej, musimy jak najszybciej śmignąć przez tą pomysłową kombinację.

Zdążył wypowiedzieć te słowa, gdy wszystko wokół zawirowało i zgromadzeni pod wrotami znaleźli się pośrodku komnaty. Teraz byli całkowicie zdezorientowani, już nie potrafili określić przez które wrota tu weszli.

-No bomba.- stęknął Marcel. –Ktoś chyba się dobrze bawi.

-Powiem ci to co mogę powiedzieć, to są wasze myyyjał.- kot potrząsnął głową i jeszcze po kociemu jęknął. –Miau.- a po chwili już normalnie powiedział. –Jednak sami musicie.

Marcel popatrzył na niezbyt mądre w tym momencie miny bliźniaków, rozłożył ręce i powiedział z przekonaniem. –No to ryzyk fizyk. Bąbel, wybieraj, ja otwieram.

-Che, che, che.- ucieszył się Bąbel. -Tak to ja mogę współpracować. Powiedzmy …,- podleciał według własnego uznania do jednych z wrót i zadowolony odwrócił się do Marcela -że będą to te.

-No to ładujemy się.- Marcel ze zdecydowaniem podszedł do wrót, pchnął równocześnie oba ich skrzydła i po chwili znaleźli się w równie jasno oświetlonej komnacie, ale wyglądała zupełnie inaczej. Podłoga w niej nie była stabilna, wyglądała jakby zapanował tu „sztorm w misce gęstej zupy”. Tylko niewielka część powierzchni była nieporuszona, tam gdzie stali. Marcel wykonał ruch jakby chciał się wycofać, ale oglądając się za siebie już nie zobaczył otwartych wrót tylko jednolitą ścianę. Stęknął tylko –Aaaa.- wskazując bezradnie na ścianę i zamilkł.

Bliźniaki popatrzyły na ścianę, na Marcela i złapali się za ręce.

-No co?- spytał Marcel. –Przecież chyba się nie potopimy, to tylko podłoga.

Ale Bąbel był innego zdania. –Patrz!- wskazał rączką kierunek.

Teraz to i Marcelowi nie spodobał się ten widok. Z pomiędzy poruszających się „fal” w wielu miejscach wystawały wyłupiaste oczy osadzone niczym na głowie krokodyla. Chłopiec zbliżył powoli nogę do miejsca gdzie podłoga nieznacznie, ale jednak już poruszała się. Niestety, jego obawy się sprawdziły, but bez najmniejszego oporu zagłębił się w podłodze.

-Wygląda na to, że powinniśmy dotrzeć do najbliżej znajdujących się wrót. Pozostaje tylko mały szczegół, jak to zrobić.

-Może te oczka … nie są głodne.- odezwał się niepewnie Bąbel.

-A jak to sprawdzić?- spytał Marcel.

-Może by którego …- Bąbel zerknął na bliźniaków, ale zauważył, że powiedział to trochę za głośno, szybko więc zmienił zamiary –mmmoże by którego spytać … czym się karmi , znaczy, czym można zająć te zwierzątka, żeby nas przepuściły.

-Tte cco znamy tto … ludźmi.- odpowiedział Barcik trzęsąc się ze strachu.

-No to … to chyba chodzi o te trzymane w niewoli.- niepewnie stwierdził Bąbel. –A te na wolności?

-Zjedzą wszystko co się rusza.- Barcik z przerażeniem patrzył na pojawiające się w różnych miejscach krokodyle oczy. –Nie przejdziemy! Zostaniemy tu na zawsze! Będziemy umierać z głodu, z pragnienia, ze strachu … One nas pożrą! Rozszarpią!

-Byś się zdecydował.- burknął pod nosem Bąbel.

-Zaraz! Cisza! Spokój!- Marcel złapał się za głowę. –Przestań jojczyć! Nie pomagasz! Przejść jakoś musimy, bo ja nie mam zamiaru tu długo zabawić. Z resztą spójrz na naszego Cezara, na jego znudzoną minę. Czy tak wygląda czło …, znaczy kot, który ma przed sobą perspektywę spożycia go przez krokodyla?

-Nie wolno ci tak mówić!

Obaj bracia przyklęknęli, składając ukłon swojemu „panu”. –Nie karz nas panie za jego słowa.

-Uch!- wysapał Marcel rozdrażniony tym zachowaniem. –W każdym razie wasz …- odchrząknął –pan jakoś się nie przejmuje tą sytuacją, więc to znaczy, że istnieje jakieś proste rozwiązanie. Musimy tylko je znaleźć.- popatrzył na bliźniaków, a, że trochę się uspokoili, z zadowoleniem podsumował swoją przemowę. –No! Dedukować mi tu!- poprawił czuprynę, podrapał się za uchem i zaczął wymieniać. -Żarcia dla nich nie mamy, przegonić ich do kąta się nie da, nawiązać dialogu też się nie da, nie da się też …

-Wiem!- Bąbel nagle wpadł na pomysł. –Skoro ja nie muszę pływać zrobię więc z siebie przynętę i odciągnę potwory jak najdalej od wybranego wyjścia.- oznajmił bohatersko. –Którą furtkę wybierasz?- spytał Marcela.

-Myślisz, że się który skusi na tak niewielką przekąskę?- skrzywił się Marcel. –Z resztą to niebezpieczne. Wyskoczy gadzina i cię capnie. Nie.- pomyślał przez chwilę. –A może tak przeskakiwać po grzbietach?

Teraz Bąbel wymownie popukał się w głowę.

-Ja …- Kubik prawie krzyknął podnosząc rękę ku górze –rzucę się w toń dla ratowania mego pana. Zajmą się mną, a wy przez ten czas …

-Wariat!- Marcel popatrzył na bliźniaka. –Wymyślił!- pokręcił głową z niedowierzaniem. –Żadnych kąpieli bez pozwolenia!- spojrzał na kota. –Powiedz mu coś.

Ale kot tylko spojrzał na Kubika powłóczystym wzrokiem i bez emocji odezwał się. –Jestem pod wrażeniem.

-Nie pomagasz.- burknął Marcel.

Kubik uniósł dumnie głowę i powiedział. –Zatem rzucam się!- i nie czekając na reakcję Marcela dzielnie podszedł do falującej podłogi i … ostrożnie zanurzył w niej czubek stopy. Natychmiast tuż przy niej wynurzyła się cała głowa krokodyla.

-Aaaa!- wrzasnął i tak energicznie odskoczył do tyłu, że aż zatrzymał się uderzając plecami o ścianę. Przylgnął do niej rozpłaszczony i zdrętwiały ze strachu. Nie mógł się ruszyć, a jego twarz wyrażała więcej niż mógłby powiedzieć słowami. Tymczasem głowa na powrót się schowała.

-Dobrze.- Bąbel odezwał się z powagą. –Kolej na mnie.

Podleciał nad najbliżej znajdujące się krokodyle oczy, powoli zbliżył się do nich i pomachał rączkami. Oczy spojrzały na niego, ale poza tym nic więcej się nie stało. Bąbel więc zbliżył się jeszcze bardziej i wystawiając język zrobił –Pfrrr.- chcąc rozdrażnić właściciela oczu. Nic. Wylądował więc na ledwo wystającej z „podłogi” głowie pomiędzy oczami i pochylając się  zajrzał do jednego z nich. Nic. Wsadził krokodylowi rączkę w oko, ale ono tylko się zamknęło i znowu nic. Bąbel odwrócił się przodem do Marcela, rozłożył rączki i powiedział ze zdziwieniem. –Te głąby chyba nie wiedzą, że żyją. Ładujcie się do wody …, znaczy do podłogi i wiosłujcie sobie spokojnie. Ja kolegę czymś zajmę.

-Ty się lepiej z nim nie zadawaj!- powiedział Marcel. –Zmiataj stamtąd!

Chłopcy jeszcze przez chwilę obserwowali obojętność krokodyla, a że Bąbel nie miał zamiaru opuścić swojej wysepki i jeszcze zaczął na niej podskakiwać, ośmieleni zbliżyli się do brzegu „stabilnej” podłogi. Jednak w tym momencie głowa krokodyla wykonała błyskawiczny ruch i otwierając ogromną paszczę … połknęła Bąbla.

Chłopcy zamarli z przerażenia.

-Hej!- wydusił z siebie Marcel, wyciągając bezmyślnie rękę w stronę krokodyla, który powoli zaczął zanurzać się w „podłodze”.

-Wracaj łobuzie! On jest mój!- jego głos zaczął się łamać.

Spojrzał bezradnie na bliźniaków, na siedzącego z obojętną miną Cezara i widząc to, nagle wezbrała w nim taka złość, że aż zacisnął pięści. Miał wrażenie, że jak zaraz czegoś nie zrobi to eksploduje. Spojrzał w stronę już prawie całkowicie zanurzonego krokodyla i zdławionym głosem wysapał.

-Ty? Mojego Bąbla? Do pyska?!

Cofnął się pod ścianę, wziął rozpęd i z rozczapierzonymi palcami, gotowymi z gardła wyciągnąć krokodylowi Bąbla, rzucił się w jego stronę skacząc niczym „do wody na blachę”.

-Auuuć!- dało się słyszeć krzyk Marcela, który wylądował brzuchem na twardej powierzchni. Zatrzymał się w pozycji „nos w nos” z siedzącym na podłodze Bąblem.

-A co ty tu?- spytał. –Przecież krokodyl cię zeżarł.

-Mnie też się tak zdawało.- odpowiedział Bąbel trzęsącym się jeszcze głosem.

-No dobra dzieciaki.- odezwał się Cezar. –Wybieramy następne wrota.

Marcel podniósł się z podłogi i nie rozumiejąc sytuacji spytał. –Jak to się stało? Przecież …

-Przecież próbowałem ci powiedzieć, że to wasze myśli.- odpowiedział kot. - To wasza wyobraźnia stworzyła ten scenariusz.

-Czyli, że … cały czas podłoga była normalna?- spytał Marcel.

-Jak najbardziej.- odpowiedział kot i ziewnął.