Babciu, mam kota ... cz. IX Dorota Mularczyk
Źródło: Redakcja

Ruszyli. Korytarz zrobił się szerszy, zaczął lekko skręcać w prawo i opadać w dół. Gdy uszli około pięćdziesięciu metrów, natężenie niewiadomego źródła światła stało się dużo silniejsze i zaczęło się wyczuwać nieznaczne drżenie powietrza. Po następnych kilkudziesięciu metrach zaczęły im zatykać się uszy i mimo woli chłopcy zajęli się „odtykaniem ich”. Kręcili głowami i otwierali szeroko usta, przez co nie zauważyli jednej rzeczy.

-Marcel!- Bąbel podleciał na wysokość chłopca oczu. –Gdzie wy leziecie?! Nie widzicie?! O rany! Zatrzymaj się!

Ale, że jego słowa bardzo słabo przechodziły przez zatkane uszy, nie udało mu się ostrzec ich w porę i bliźniacy z lektyką weszli w dziwną „ścianę galarety”, która wypełniała dalszą część korytarza, od podłogi aż po sufit. Zauważona została trochę za późno, a ponieważ Marcel zanurzył się w nią, Bąbel nie miał innego wyjścia, jak zrobić to samo. Przejście przez „galaretę” trwało krótko i wbrew oczekiwaniom nikogo nie spowolniło, za to to, co zobaczyli po drugiej stronie galarety, wywarło na nich niemałe wrażenie. Tylko kot nie okazywał zdumienia, ale cała reszta aż zatrzymała się, widząc, jak wszystko wokół nich się zmieniło.

-Rany koguta!- Marcel złapał się za czuprynę. –Gdzie my jesteśmy?

-W Wielkim Labiryncie.- odpowiedział kot bez większego entuzjazmu.

Marcel stał oniemiały, a, że nic się nie odzywał, kot dodał –Jesteśmy w Komnacie Początkowej.

Tutaj było wystarczająco dużo światła, aby wszystko dokładnie zobaczyć. Chłopiec do tej pory mógł tylko na zdjęciach oglądać podobne rzeczy. Cała powierzchnia czterech ścian pokryta była niezrozumiałymi dla niego znakami. Właściwie wszystko wyglądałoby całkiem zwyczajnie, gdyby nie to, że każdy znak uformowany był ze złota. Mało tego, odstępy pomiędzy nimi świeciły własnym światłem, co dodawało niezwykłości temu miejscu. Jak zahipnotyzowany podszedł do jednej ze ścian, a gdy wyciągnął rękę w jej stronę, by dotknąć złotych znaków, miejsce, do którego zbliżył rękę, rozświetliło się tak bardzo, jakby chciało swym światłem odepchnąć intruza.

Marcel odruchowo cofnął rękę i zasłonił nią oczy, ale gdy tylko to zrobił, światło przygasło. Popatrzył, pomrugał oczami i odwrócił się przodem do kota.

-Mam tylko cichą nadzieję, że podłoga nie zacznie nas podgryzać.- podrapał się po głowie –A tak poza tym, to czy nie powinienem tu dostać jakiejś czarodziejskiej mocy? No wiesz, żebym mógł walczyć na przykład ... ze ścianami.

-Nic ci nie będzie.- odezwał się kot z wyższością.- polizał łapkę i znudzonym głosem dodał –Przy mnie możesz czuć się bezpiecznie.

-Tylko nie mów, że ty jesteś tu szefem.- powiedział Marcel przyglądając mu się podejrzliwie.

-Po części tak.- popatrzył na Marcela z wyższością i dodał –A teraz spójrz, pokażę ci, dlaczego ludzie nigdy nie odgadną właściwych szyfrów.

Podszedł do ściany, przy której stał Marcel i wszedł bez trudu na jej pionową powierzchnię. Wyglądało to tak, jakby przestało na niego oddziaływać przyciąganie ziemskie. Zatrzymał się na wysokości około dwóch metrów, po czym z wielką uwagą zaczął wybierać znaki, na które miał nastąpić łapką. Po wciśnięciu jedenastu znaków dało się odczuć delikatny wstrząs. W przeciwległej ścianie pojawiła się szczelina i po chwili obie jej części rozsunęły się na boki odsłaniając ukryte przejście. Kot zszedł na podłogę i z przesadną wyższością powiedział.

-Możemy iść dalej.

-Proszę bardzo,- odpowiedział Marcel z przekąsem –i tak nie mamy innego wyjścia.

Cezar zajął wygodne miejsce w lektyce, a bliźniaki posłusznie unieśli ją do góry. Ponieważ Barcik był teraz z przodu, przyszło mu więc jako pierwszemu wejść do korytarza, który po kilku metrach skręcał w prawo. Ruszył więc niepewnie, zaglądając najpierw do niego, czy jest bezpiecznie. O tyle było niesamowicie, że głębia korytarza była całkiem zaciemniona, za to tam, gdzie właśnie wchodził, pojawiało się światło począwszy od miejsca, gdzie stawiał stopy. Zapatrzył się na rozchodzące się oświetlenie i niewiele brakowało, a uderzyłby pochyloną głową w ścianę, która nagle przed nim „wyrosła”. Korytarz znów skręc, tym razem w lewo.

-Radziłbym patrzeć przed siebie. Przecież mówiłem, że to labirynt.

-Tak jest panie.- odpowiedział Barcik i już uważnie sprawdzał, czy nie należy skręcać. Po kilkudziesięciu krokach doszli do miejsca, gdzie korytarz się rozwidlał. Tym razem mieli już wybór, bo z jednego robiły się trzy korytarze. Chłopcy na ten widok stanęli rozglądając się bezradnie.

-Cezarze.- odezwał się Marcel –Którym korytarzem mamy iść? Nie każ im dłużej myśleć, zaraz im się obwody poprzepalają.

-Ja was przyprowadziłem, dalej musicie radzić sobie sami.- popatrzył Marcelowi prosto w oczy i dodał rozbrajającym tonem –Inaczej zostaniecie zatrzymani, nie wyjdziecie stąd.

-Jak to?- spytał zaskoczony Marcel.

-Popatrz na to z innej strony. Będziesz mógł dowiedzieć się o sobie więcej niż byś chciał, bo, żeby zasłużyć na pozwolenie dalszej drogi- przerwał i nadając głosu oficjalny ton dokończył -musisz wykazać się mądrością, sprytem, wiedzą i ... czymś tam jeszcze.

Teraz Marcela zdziwienie zaczęło przeradzać się w złość.

-Jak to?- powtórzył –Ty nas przecież w to wpakowałeś, to teraz musisz nam pomóc. Ja nie potrafię skakać po ścianach i nie rozumiem, co oznaczają te znaki.

-Tak ci się tylko wydaje.- odpowiedział kot tajemniczym głosem.

-Mów jaśniej.- żachnął się chłopiec –Będziesz gadał rebusami? Bąbel! Możesz coś zrobić?

-Kurcze, nie.- odpowiedział Bąbel latając w tą i z powrotem sprawdzając każdy korytarz po kilka razy.- Ale fajnie! Ja cię kręcę! Tu ciemno, tam ciemno, a tam jeszcze ciemniej!

-I to ci się podoba?- spytał zaskoczony Marcel.

-Stary, ale jazda! Wyobrażasz sobie?- Bąbel podleciał Marcelowi przed nos i machając rączkami zaczął mówić z przejęciem.

-Czujesz to? Presja czasu, brak odwrotu, strach i takie tam jeszcze. Trzeba będzie kryć się, uciekać!

Podleciał tym razem Cezarowi przed nos i spytał –Masz tu jakieś potwory? Czy chociaż … duchy?

Kot nieprzyzwyczajony do machania mu rękoma przed nosem prychnął na Bąbla ostrzegawczo, a, że to nie pomogło, błyskawicznym ruchem pacnął go łapką.

-Będziesz miał wszystko, co chcesz.- odpowiedział cedząc słowa przez zęby –Jeszcze raz znajdziesz się tak blisko moich wąsów, a przestaniesz być Bąblem. Będziesz Frędzlem.

-Ale nerwowy!- Bąbel bardzo szybko znalazł się obok Marcela.

Kocie oczy nagle zrobiły się jaskrawo-żółte i, niczym dwoma meleńkimi latarkami, puścił nimi dwa świetliste promienie w jego kierunku. Promienie lekko musnęły czuprynę Bąbla i poszedł z niej niewielki dymek.

-Ajajajć!- wrzasnął Bąbel.

-To ostatnie ostrzeżenie.- syknął Cezar.