Retriever, czyli wzorowy adiutant

Retrievery to psy odporne, ruchliwe i bardzo sprawne w polowaniach. Wie o tym najlepiej Rejs, rasy golden retriever, który historię swojej rasy ma w małym pazurze. Okazuje się, że każdy z retrieverów nie tylko ma w zanadrzu ciekawą opowieść, ale potrafi też zadziwić historią swoich przodków.

Źródło: Shutterstock

Golden retriever, labrador, flat coated, curly coated, Chesapeake Bay i nova scotia duck tolling  (toller) - wszystkie te rasy retrieverów zaliczają się do psów aportujących. Wszystkie te rasy zostały wyhodowane w pierwszej połowie XIX wieku na Wyspach Brytyjskich oraz w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie (za wyjątkiem tollera) wywodzą swój rodowód od tzw. psów świętego Jana, zamieszkujących wyspę Nowa Funlandia położoną u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej. Jak się to wszystko zaczęło opowie Rejs...

Kilka słów o mnie

Nazywam się Rejs. Jestem prawdziwym goldenem retrieverem. Gdy ktoś przychodzi do domu, nie szczekam, bo to niegrzeczne, tylko biorę w pysk co mam na podorędziu, kocyk, piłeczkę, szmatkę,  i podaję miłemu gościowi prosto do ręki, machając zawzięcie ogonem. Nie powiem – lubię gości. Od razu jestem gotów pokazać wszystkie znane mi sztuczki. Im większe audytorium, tym lepiej mi wszystko wychodzi. Lubię pochwały, bo to jakby miód spływał do moich uszu. A gdy jeszcze pochwałom towarzyszy jakiś kąsek smaczny, jestem w stanie dać z siebie wszystko. Jak przyjdzie inny piesek, to nie mam nic przeciwko temu, że zje z mojej miski. Starczy przecież dla wszystkich. W samochodzie chętnie psiemu koledze zrobię miejsce, bo wiadomo, czeka nas ciekawa wycieczka na pole, albo do lasu, więc po co się boczyć.

To ja, Rejs, prawdziwy golden retriever, który uwielbia spacery i wodne kąpiele. Źródło: fot. Ewa Rembikowska
 Szczekać umiem. Ostatnio darłem się, aż zachrypłem, gdy znalazłem na polu martwego warchlaka i chciałem, aby pani podeszła i sprawdziła, co robić dalej. Dobrze, że się domyśliła, że ją wołam. Szczekam też, gdy wyczuję w gęstwinie dziki, po to, żeby je odstraszyć, niech nam nie przeszkadzają w spacerze. Najbardziej lubię biegać po polach. Mógłbym tak cały dzień, z przerwą na pływanie. Nie chwalę się, ale w wodzie czuję się jak ryba, albo wydra. Kiedyś nawet nurkowałem. Mam dobrą pamięć i głupstwa popełniam tylko raz. Kiedyś zobaczyłem w kanale wiślanym stado kaczek i skoczyłem ze skarpy prosto w środek tej gromady. Tak się potłukłem, że do wody wchodzę teraz powolutku, badając najpierw grunt pod nogami. Na dodatek było bardo zimno, woda lodowata. Nieprzyjemna to była przygoda, choć podobno moi bardzo dalecy przodkowie tylko taką znali. Za to ani zimno, ani deszcz, ani śnieg mi nie przeszkadzają, bardziej upały. Mam gęste futro z podszerstkiem. Właściciele goldenów mówią, że jak chcesz kupić sobie pieska tej rasy, to licz się z tym, że gdy otworzysz piwo wyjęte prosto z lodówki, tam też będą psie włosy. Cały rok. Słyszałem jak pani komuś mówiła, że znalazła moją sierść na wyściółce pod maską samochodu, ale ja przecież siedzę zawsze tylko na tylnym siedzeniu. Ludzie chyba mnie lubią, bo jak jedziemy po mieście, to wszyscy się do mnie uśmiechają. Miło jest.

Uwielbiam wyprawy z moją panią, bo ona zawsze coś ciekawego wymyśli. Dba żebym się nie nudził. Kiedyś byliśmy nad jeziorami, noc już była. Kimałem sobie nieco zmęczony po całodniowych zajęciach, ale na hasło spacerek jestem gotów wyjść o każdej porze dnia i nocy. Pojechaliśmy na pole. Tam pani założyła mi szelki, przypięła linkę. Stanęliśmy na skraju pola. Usłyszałem, że mam odszukać osobę, która weszła w las i się zgubiła. Pani pod nos podsunęła mi torebkę plastikową, w której była jakaś rzecz tamtej dziewczyny. No i poszedłem. Ciemno choć oko wykol, rżysko rani mi łapki. Brr, strasznie! Tylko nosem mogłem się kierować. Bingo! Znalazłem skarpetkę, wziąłem w pyszczek dla pewności,  idę dalej. Jest i druga. Tak dobrnąłem na skraj lasu. Emocje  takie mną targały, że musiałem przewrócić się na plecy i nieco odstresować. Potem ślad się łamał w prawo w lewo, jakieś esy-floresy, ale o tym, że dobrze idę świadczyły kolejne skarpetki, odnajdywane przeze mnie. W końcu zapach był tak silny – wiedziałem, że już jestem blisko, ogon mi chodził coraz szybciej. Uff! Jest! Siedziała po jakimś krzakiem. Odtańczyłem taniec radości. Byłem szczęśliwy. Tak sobie pomyślałem – smutne życie muszą prowadzić goldeny, które siedzą same po 10 godzin w  domu i nie wiedzą, co to tropienie, zapomniały jak się aportuje, a wody się boją i nigdy nie wypłoszyły z krzaków bażanta.

Ja tak o sobie cały czas, a przecież miałem opowiedzieć o przodkach i kuzynach.

1 2