Pies pocztylion

Gdy psy miały być prowadzone po kamienistym gruncie lub po ostrym lodzie, na ich łapy nakładano dla ochrony poduszek mokasyny ze skórzanymi podeszwami. Psy – przyzwyczajone do niskich temperatur – spały na dworze wtulone jeden w drugiego. Były wyszkolone znakomicie. Gdy woźnica wyskoczył z sań, pies przewodnik łagodnie zatrzymywał zaprzęg, gdy człowiek spowrotem wskoczył – zaprzęg ruszał.

Dla przewiezienia jednego człowieka i 50 kg ładunku  zaprzęg kompletowano z 12 psów. Chroniczny głód wyostrzył w nich zmysł powonienia. Psy znajdowały w lodzie tusze mamutów. Jako nagrodę pozwalano im odgrzebywać spod lodu i jeść wymarłe giganty. Takie psy najczęściej pomagały rozwozić pocztę w mroźnej krainie.

W Jakucji marszruta pocztowa zaczynała się w Jakucku. Następnym przystankiem był Wierchojańsk oddalony od stolicy o tysiąc kilometrów. Pierwszy etap pokonywany był przez zaprzęg konny lub jeleni. Z Wierchojańska poczta szła dalej na północ do Sredniekołymska  na dystansie kolejnego tysiąca kilometrów. Tu zaprzęgano psy. Podróż taka trwała dwa miesiące. Po drodze było 30 przystanków dla zmiany zaprzęgu.

W Stanach Zjednoczonych psich zaprzęgów używano również zimą do dostarczania poczty w rejonie Wielkich Jezior. Głównymi klientami były garnizony wojskowe położone na ich brzegach. Każdy z nich liczył koło 200 żołnierzy. Trasa zaprzęgów prowadziła przez zamarznięte jeziora. Starano się posuwać w pobliżu brzegów, żeby nie zabłądzić i nie utonąć. Niebezpieczne były sztormowe wiatry i temperatury dochodzące do minus 40 stopni Celsjusza. W okresie tajania śniegów, tylko mistrzostwo i znakomita znajomość terenu, wyczucie, refleks  przewodników chronił przed katastrofą.

Psi konwój składał się z dwóch sań, każde z zaprzęgiem dwóch lub trzech psów. Przewodnik kierował się kompasem, poza tym wyposażony był w strzelbę, dla obrony przed napadem jak i na polowania, aby mógł uzupełnić racje żywnościowe dla siły pociągowej.

W okresie gorączki złota na Alasce w latach (1896 – 1903) utworzono regularne połączenie pocztowe wzdłuż rzeki Jukon. Zimą poczta na sankach przebywała drogę od Nome, przez Nulato, Fort Jukon, Fairbanks do Dawson. Aby zapewnić dobrą organizację i bezpieczeństwo połączenia, wzdłuż trasy pobudowano drewniane chatki rozmieszczone co 30-40 km, gdzie nocowano, posilano się  i odpoczywano. Zdarzały się również wypadki. W 1901 roku cały zaprzęg łącznie z powożącym wpadł pod lód i utonął. Aby uniknąć przeładowania sań, ciężar przewożonej poczty nie mógł być większy niż 400 funtów (181,2 kg).

Psy pocztowe karmione były suszonym łososiem oraz resztkami jedzenia maszerów. Podobnie jak na Syberii psy pocztowe były ciągle głodne, więc gdy zobaczyły jelenia lub łosia puszczały się za nim w pogoń, gubiąc czasami sanki, towar i woźnicę.

Również w Europie poczta zatrudniała psy jako siłę pociągową. W Belgii w 1920 roku w całym kraju pracowało tak 150 tysięcy psów. Były zaprzęgane do dwukołowych drewnianych wózków. Po równej drodze zaprzęg taki poruszał się z prędkością ośmiu kilometrów na godzinę. Wydano wówczas przepisy, które stanowiły, że jeden pies nie może ciągnąć wózka cięższego niż 150 kg a dwa psy 200 kg. Z kolei pies, aby móc pracować w takim pocztowym zaprzęgu, musiał mieć co najmniej 62,5 centymetra w kłębie. Zatrudniano głównie belgijskie mastify. Podobnie było w Holandii, Francji i Szwajcarii, gdzie w  jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku turyści podziwiali bernardyny rozwożące pocztę w sanatoriach górskich.

 

ŹRÓDŁA: www.postalmuseum.si.edu; Wikipedia - Owney; Łowiec polski, Nr 19/1911; Łowiec polski, Nr 18/1913; Бофарулл Сальвадор: „История почты. Собачьи упряжки”, Москва 2009, s. 23; www.e-reading.org.ua.

1 2 3