Pies, który mówi cz. X

Źródło: Redakcja

Przez kilka dni nie działo się nic nowego. Dziewczynki rano spotykały się na spacerkach z pieskami i opowiadały sobie o nowych wrażeniach. Marysia była bardzo przejęta swoją rolą, miała pieska, o którym od dawna marzyła. Znów miała się kim opiekować. Mało tego, gdy w pobliżu był Ciapek, mogła nawet porozmawiać z Misią. Nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach, nie wymyśliłaby takiej sytuacji. Miała teraz wierną przyjaciółkę, która nie odstępowała jej nawet na krok. Gdy wychodziła z domu do szkoły, Misia żegnała ją, lekko machając ogonkiem, stała w drzwiach patrząc się na dziewczynkę smutnymi oczkami. Ale za to, gdy wracała ze szkoły, Misia podskakiwała z radości, kręciła się w kółko i tak szybko machała ogonkiem, że Marysia miała wrażenie, jakby chciała pozamiatać nim całe mieszkanie. Była szczęśliwa, że tata zgodził się na pieska i była mu bardzo wdzięczna, że nie musi już bać się krzyczącej cioci. Jej życie nagle zmieniło się nie do poznania. Czuła się bezpieczna i sama mogła zapewnić komuś poczucie bezpieczeństwa.

Gdy na koniec pierwszego tygodnia nauki dziewczynki usiadły po lekcjach w parku na ławeczce, Tosia powiedziała.

-Myślę, że to już najwyższy czas wziąć się do pracy. I ty mi w tym pomożesz.

Marysia zamrugała oczkami słysząc tak poważny ton w głosie koleżanki

–O czym mówisz?

-Ustaliłam z Ciapkiem, że stworzymy pierwszy oddział Policji Poskramiającej Potwory.- a widząc ogromny znak zapytania w oczach koleżanki zaczęła wyjaśniać –To będzie oddział złożony z tych, którzy nie będą podejrzewani o szpiegostwo, czyli z dzieci.- zrobiła efektowną pauzę i z powagą spytała –Kto widzi wszystko? Kto jest najlepszym obserwatorem? Kto nie przeoczy nawet najmniejszego szczegółu?

-Nooo …- Marysia zastanowiła się.

-No, dziecko.- Tosia rozłożyła rączki akcentując wypowiedziane słowo w taki sposób, że nie pozostawiła Marysi żadnych wątpliwości co do słuszności stwierdzenia.

Marysia nagle uśmiechnęła się –Acha! Rozumiem! Nas nikt nie będzie podejrzewał, że będziemy obserwować. I nikt się nie zorientuję, że jesteśmy z …- nagle uśmiech i zapał zniknął i z niepewnością dokończyła –z policji.- opuściła główkę i głaszcząc Misię spytała –A co my możemy? Jesteśmy tylko dziećmi.

Tosia aż się oburzyła –O, przepraszam! My jesteśmy aż dziećmi! I właśnie o to chodzi. Posłuchaj.- poprawiła się na ławeczce i z przejęciem zaczęła tłumaczyć –Idzie sobie taki zły pan, zdenerwuje go piesek i … chce go uderzyć. Popatrzy, czy nie ma gdzieś w pobliżu jakiegoś dorosłego i … bęc. Jak nie będzie żadnego w pobliżu, to uderzy, bo wie, że ten dorosły mógłby na niego nakrzyczeć, albo zawołać kogoś z ochrony zwierząt. A jeśli będzie widział dzieci, to nawet nie zwróci na nie uwagi.

-No i co?- Marysia wzruszyła ramionami –Wyciągniemy kajdanki, zakujemy go, wepchniemy do radiowozu i oskarżymy?

-Nie. Każdy z nas ma w domu dorosłego i ten dorosły może zadzwonić do …- nie bardzo wiedziała jakiej nazwy należy użyć –no, zadzwonić tam gdzie trzeba. Zgadza się?

-No zgoda.- Marysia trochę się ożywiła po tych słowach –Tylko czy każdy z tych dorosłych akurat będzie w domu.

-Może nie, ale my możemy ustalić, gdzie ten niedobry pan mieszka i opowiedzieć w domu.

Teraz Marysia znów poczuła zapał –I wtedy … i wtedy …

-I wtedy przyjadą do tego złego pana, sprawdzą, jaki jest niegrzeczny i zrobią z nim porządek.

-A jak powie, że to nieprawda?- zaniepokoiła się Marysia.

-A od czego mamy Ciapusia?

Ciapek uniósł łeb, spojrzał na Tosię i oblizał się –To prawda, wszystkiego mogę się dowiedzieć. I nawet nie muszę zbytnio się zbliżać.

-To prawda!- Marysia pochwyciła temat –Ciapuś ma rację! Wystarczy, że sobie z daleka szczekną i już!

Misia spojrzała na Marysię i pomachała ogonkiem.

-Dobrze.- podsumowała rozmowę Tosia –Teraz trzeba będzie zdobyć telefon do tych, co będą mieli przyjechać do złego pana. Ja się tym zajmę, znaczy, poproszę dziadka, on na pewno będzie mógł w tym pomóc.

W tym momencie Ciapek podniósł się na cztery łapy i szczeknął donośnie.

-O, widzisz,- Tosia popatrzyła na Ciapka z zadowoleniem –Ciapuś też się z tym zgadza.

-I owszem,- odpowiedział Ciapek –ale teraz akurat nie o to chodzi. Musimy iść! I to szybko!

-Ojej! Co się stało?- spytała Tosia.

-Pies potrącony.- Ciapek przez chwilę stał nieruchomo i nasłuchiwał, po czym wydał krótkie polecenie –Ja z Marysią i Misią biegniemy na miejsce zdarzenia, a ty poproś dziadka o pomoc.

-A co dziadek może?

-Ma samochód.- Ciapek powiedział coś po psiemu do Misi, a ona lekko pociągnęła Marysię za smycz, sprawdzając, czy nie robi tego za mocno.

-Idź Tosiu. Idź.- pospiesznie powiedziała Marysia –Damy sobie radę.

-Dobra, lecę!

Tosia potrafiła szybko biegać, więc nie minęły dwie minuty, gdy dzwoniła domofonem do domu. Odebrała babcia.

-Babciu, otwórz szybko! Albo nie otwieraj!

-Co się stało, kochanie?

-Ojej! Dziadzio potrzebny z autkiem! Piesek jest potrącony!

-Ciapek?

-Nie, jakiś inny, obcy!

-Zaraz, zaraz. A gdzie Ciapek?

-Pobiegł na miejsce zdarzenia! Jest z Marysią! Potrzebne jest autko!

-Ale skąd wiesz?

-No wiem! Proszę! Możesz poprosić dziadziusia?

-Zaczekaj na dole.- powiedziała babcia i odłożyła słuchawkę.

Tosia dopiero teraz zauważyła, że przecież nie wie, dokąd ma poprowadzić dziadka i zaczęła się rozglądać. Wiedziała tylko tyle, że powinna się udać w stronę głównej ulicy. Po trzech minutach babcia z dziadkiem byli na dole i otwierali drzwi klatki schodowej.

-Powoli Tosiu. Gdzie to się stało?- babcia była bardzo przejęta.

-Ja…- Tosia rozejrzała się, chcąc wybrać sensowny kierunek, gdy nagle zobaczyła Ciapka. Biegł z taką prędkością, że aż otworzyła buzię ze zdziwienia –O! Jest Ciapek!

Ciapek wyhamował z dziesięć metrów przed nimi, zwrócił i z właściwym tempem zaczął prowadzić w stronę wypadku.

-Jaki mądry pies!- dziadek pokręcił głową z niedowierzaniem.

Jeszcze kilkadziesiąt metrów i widać już było stojącą Marysię, która machała do nich obiema rączkami. Tuż obok na trawie przy ulicy leżał piesek i głośno skamlał.

Dziadek zatrzymał się i powiedział –Idę po samochód.

Gdy Tosia z babcią doszły do pieska, okazało się, że ma złamaną tylną łapkę, nie mógł chodzić. Marysia stała zapłakana. Chciała jakoś pomóc pieskowi, ale nie wiedziała jak. Kucała koło niego i wyciągała rączki, ale bała się dotknąć, żeby mu nie sprawić dodatkowego bólu.

Gdy babcia podeszła, piesek trochę przycichł, a ona usiadła przy nim na trawie i zaczęła go głaskać, przemawiając czule.

-No już malutki, nie bój się. Zaraz przyjedzie pomoc, będzie dobrze. Nie bój się, nie bój.

Piesek trochę uspokoił się i tylko cichutko popiskiwał.

Dziadek okazał się być superszybkim dziadkiem. Nie wiadomo, jak to zrobił, ale po kilku minutach samochód już stał tuż obok na światłach awaryjnych, a dziadzio wysiadał z niego z kocykiem dla pieska.

-Proszę się rozejść, proszę nie robić zbiegowiska.- dziadzio z powagą podszedł, rozłożył kocyk na trawie obok i razem z babcią delikatnie przełożyli pieska na niego. Wtedy dziadzio podniósł go razem z kocykiem, babcia otworzyła drzwi do samochodu i ranny został ułożony na tylnym siedzeniu.

-Jadę do ciapkowego schroniska.- wsiadł pospiesznie do samochodu i odjechał.

Babcia pogłaskała obie dziewczynki po główkach i pochwaliła –Spisałyście się na medal.

-To Ciapuś usłyszał i …- przypomniało jej się, że nie może wszystkiego zdradzić –i poprowadził nas na miejsce. Gdyby nie on …

-Zdaje się, że ten piesek jest bezpański.- powiedziała babcia ze smutkiem.

-Chyba nie, przecież miał na szyi obróżkę.- Marysia ocierała łzy pociągając noskiem.

-No popatrz, nie zauważyłam.- babcia zaczęła się rozglądać, ale w pobliżu nie dostrzegła nikogo, kto by szukał zgubionego pieska.

Dziewczynki popatrzyły na siebie znacząco.

-Ja też widziałam obróżkę.- stwierdziła Tosia z przekonaniem.