Problem był na tyle poważny, że zajęły się nim parlamenty europejskie ujmując w normy prawne sytuacje, gdy można zabić kłusującego psa. Najwcześniej unormowania takie powstały w Prusach na początku XIX wieku i objęły tereny Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Przepisy stanowiły, że prawo tępienia bobrujących samopas psów i kotów przysługuje właścicielowi polowania, dzierżawcy polowania i osobom przez tychże do ochrony ustanowionym, a więc borowym, gajowym, straży leśnej. Gościom zaproszonym na polowanie prawo to przysługuje tylko wówczas, gdy właściciel lub dzierżawca wyraźnie ich do tego upoważni.
Zwykły pies podwórzowy, wedłóg przepisów, mógł wyjść poza teren gospodarstwa tylko zaopatrzony w knebel uniemożliwiający mu pogoń za zwierzyną. Jeśli pies znalazł się w cudzym obrębie polowania, jeśli w pobliżu nie było właściciela, który mógłby go odwołać, wówczas każdy uprawniony do polowania mógł czworonoga zabić w taki sposób, by śmierć nastąpiła szybko. Właściciel psa musiał ponadto zapłacić strzałowe, o ile ten faktycznie zginął od broni. Wysokość strzałowego wyznaczali rzeczoznawcy, chyba że lokalne przepisy stanowiły inaczej.
Natomiast psy myśliwskie wolno było zabić w następujących przypadkach:
- jeśli goniąc zwierzynę przeszły granicę polowania, a myśliwy nie odwoływał ich natychmiast,
- jeśli puszczono je naumyślnie nad granicą polowania,
- jeżeli z powodu niedostatecznego dozoru uciekły z domu i bez knebla bobrowały po obcym polowaniu.
W przypadku, gdy podczas polowania psy przeszły granicę obszaru, myśliwy natychmiast je odwołał, ale psy nie przyszły, wówczas można było złapać psy i żądać wypłacenia fantowego w wysokości 80 fenigów za sztukę.
Każdy uprawniony, który zabił bobrującego samopas psa, winien był oddać właścicielowi ubite zwierzę lub skórkę z niego, a ponadto znalezione przy nim przedmioty jak np. obroże lub smycz. Rzeczy te ewentualnie można zatrzymać jako część strzałowego lub wynagrodzenia za wyrządzoną na polu szkodę. Jednocześnie należało padlinę zakopać. Natomiast każdy, kto naumyślnie a bezprawnie ranił lub zabijał psa lub kota, podlegał karze grzywny do tysiąca marek lub karze więzienia do dwóch lat. Miał ponadto obowiązek wypłacić za zabite zwierzę odszkodowanie właścicielowi.
Przepisy rosyjskie z końca XIX wieku dzieliły psy na zwyczajne i myśliwskie. Te pierwsze mogły być bezkarnie zabijane, jeśli znalazły się w lesie lub w polu bez przywiązanego do szyi klocka długiego na 2 ½ stopy, grubego na 2 ½ cala. Psy myśliwskie z wyjątkiem wyżłów, biegające po polach i lasach bez właściciela, mogły być zatrzymywane i oddawane właścicielom za wynagrodzeniem nie wyższym jak rubli trzy.
Według „Ustawy Łowieckiej dla Galicji i Lodomerii w Wielkim Księstwie Krakowskim”, która powstała najpóźniej, bo w 1909 roku, uprawnionemu do polowania i jego służbie łowieckiej wolno było w odległości nie bliższej niż 300 metrów od zabudowań gospodarskich i 30 metrów od drogi publicznej zabijać obce koty i psy samopas włóczące się po polach lub lesie.
Były to metody usankcjonowane prawem. Niektórzy wobec psów myśliwskich uciekali się do bardziej niekonwencjonalnych sposobów: „(…) znając tresurę prawidłową wyżłów, chciałem sąsiadowi dopomóc i oduczyć jego wyżła kłusownictwa, o czym na pewno sąsiad nie wiedział. Ponieważ sam wtenczas tresowałem wyżła, nosiłem w torbie półnaboje z ptasim śrutem. Taki to ładunek otrzymał nicpoń na 20 metrów w zad, przyczyni skutek był taki, że psy zatrzymały się dopiero w leśniczówce i więcej ich w polu nie zobaczyłem” – relacjonował pomysłowy sąsiad swoje potyczki z psami.
W poszczególnych dobrach właściciele ustanawiali dla zatrudnianej straży leśnej swoje zasady. I tak w gospodarstwie łowieckim dóbr staszowskich, położonych w guberni radomskiej, gdzie w 1874 roku zorganizowano służbę leśną składającą się z 66 osób (leśniczy, strzelec, pomocnik strzelca, gajowy) a obsługującą osiem rewirów ustalono wynagrodzenie za każdego zabitego drapieżnika. Za lisa wypłacano 50 kopiejek a za psa 20. W ciągu 10 lat zabito m.in. 4186 psów, 1864 koty, 903 lisy, 584 tchórze, 326 łasic, 51 kun, 41 borsuków, 8 wyder. Stado saren powiększyło się nieomalże pięć razy osiągając stan 1000 sztuk.
Metody jak widać były brutalne, lecz pogłowie saren wzrosło w błyskawicznym tempie. Inna sprawa, że wydry, tchórze czy łasice w sarnach nie gustują. Ale czy psy naprawdę były aż takimi szkodnikami?
Źródła: (Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa); Łowiec Polski, Nr 6/1913; Łowiec polski, Nr 3/1909; Łowiec Polski, Nr 10/1933; Łowiec Polski, Nr 1/1913; Kazimierz Królikowski, Konkurenci myśliwych [w:] Myśliwy, Nr 12/1938; Józeg Ożegalski: Uwagi myśliwskie dla wszystkich myśliwych i właścicieli dóbr ziemskich w Galicji jako też Królestwie Polskich, Kraków 1879; Wacław Świnarski: Przepisy dotyczące tępienia bobrujących po polach samopas psów i kotów, Ziemianin, Nr 14/1904; Przepisy o polowaniu w Guberniach Królestwa Polskiego z Najwyższego pozwolenia dnia 17 Lipca 1871 roku, [w:] Kalendarz Informacyjny Guberni Radomskiej na rok 1903, Radom 1903; Łowiec Polski, Nr 15/1927; Gospodarstwo Łowieckie w dobrach Staszowskich, Łowiec Polski nr 2/1900.
1 2