Historie

Historie z histerii wyssane Karolina Michalik

Czy kot może zabrać dziecku oddech? Jeszcze 300 lat temu ludzie wierzyli, że jest to możliwe. Mitów, legend, przesądów dotyczących kotów jest wiele. Ten zaś, popularny na zachodzie, wciąż istnieje w ludzkiej pamięci.

Źródło: Shutterstock

Według niektórych przesądów nie wolno było dopuszczać kotów w pobliże dziecięcej kołyski czy łóżeczka, ponieważ kot mógł skraść życie niemowlęcia. Jak taka „kradzież” miała wyglądać? Oczywiście kociak nie zakradał się z nożem w łapach. Nie dolewał też trucizny do butelki, ani nie korzystał ze swych pazurów czy zębów, aby odebrać dziecku życie. Miał on „kraść oddech”.

Mit ten znany jest od wieków, a pojawił się po raz pierwszy w wersji drukowanej w gazecie w 1607 roku. W 1791 przesąd o kocich mordercach zyskał na sile po tym, jak w Plymouth w Anglii specjalista medycyny sądowej zeznał podczas procesu, że dziecko zostało zabite przez kota, który wyssał z niego powietrze. Tym samym przesąd został udokumentowany jako „powszechna wiedza” i przetrwał do naszych czasów. W 1929 roku w Nebrasce pewien doktor twierdził, że był świadkiem takiego nietypowego „morderstwa”. Zastał on kota leżącego na dziecku. Miał on łapy przyciśnięte do policzków niemowlaka, a pyszczek do jego ust. Dziecko było blade i miało sine usta. Okazało się, że było już martwe. Nawet w czasach bardziej nam współczesnych koty były oskarżane o wysysanie powietrza. W 2000 roku mama sześciotygodniowej Kieran Payne zgłosiła, że kot udusił dziecko, ponieważ kiedy weszła do pokoju, kot leżał na twarzy dziecka, a te było już martwe. Jednakże sekcja zwłok nie potwierdziła tego, wskazując na „zespół nagłej śmierci łóżeczkowej”. Tylko raz dowiedziono, że kot mógł być odpowiedzialny na śmierć dziecka, a było to mniej więcej w podobnym czasie, ale w tym wypadku znaleziono kocią sierść w drogach oddechowych dziecka.

I to tyle, jeśli chodzi o fakty. Dlaczego więc przesąd ten tak mocno zakorzenił się w świadomości, że, mimo iż nie wierzymy w koty zabierające powietrze dzieciom, to i tak gdzieś z tyłu głowy zapala się lampka, gdy widzimy kota blisko kołyski? Pewnie dlatego, że przesądy te, poza czysto irracjonalnymi zarzutami, są w do pewnego stopnia wytłumaczalne. Oczywiście o ile odrzucimy teorię o złych, czarnych kotach, poplecznikach czarownic. Na problem trzeba popatrzeć z dwóch stron. Po pierwsze, dlaczego koty lgną do małych dzieci, a po drugie skąd niechęć matek do kotów zbliżających się do ich pociech.

Każdy posiadacz kota wie, że tym, co kot lubi najbardziej, jest ciepło. Gdyby tylko słońce nie wędrowało po niebie, nasz mruczek mógłby cały dzień leżeć na jednym skrawku dywanu oświetlonym przez promienie słońca. Tak samo kot może przyciągać ciepło śpiącego dziecka (o miękkim kocyku nie wspominając). Nic więc dziwnego, że z przyjemnością przytula się do maluchów leżących w kołysce. Jak natomiast wytłumaczyć koty „całujące” dzieci? Mlekiem! Generalnie dorosłe mruczki nie piją mleka. Powinny dostawać wodę. Jednak stereotyp, że koty piją mleko, tak głęboko zakorzenił się w naszej świadomości, iż wiele osób podaje krowie mleko nawet dorosłym kotom. Te się przyzwyczajają i jeśli wyczują mleko na ustach dziecka – zlizują je. Dodatkowo wylizywanie mleka z buzi dziecka ma też czysto praktyczny (przynajmniej w kocim rozumieniu) aspekt. Kocie mamy wylizują swoje potomstwo z resztek mleka, aby zapach pokarmu nie przyciągał drapieżników. Niestety dawniej nie znano zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej, a niewytłumaczalną śmierć trzeba było na kogoś zrzucić. Oberwało się kotom, które obwiniano o uduszenie dziecka poprzez siadanie mu na klatce piersiowej, czy twarzy. Niektórzy dorabiali do tego nawet ideologię, twierdząc, że koty są zazdrosne o dzieci i świadomie „pozbywają się rywali”. Dziś na szczęście takie tłumaczenie nikogo nie przekonuje. 

Źródło: Hemera/Thinkstock

Dlaczego zatroskane matki i niańki nie chciały, aby koty przebywały blisko nowonarodzonych dzieci? Tutaj powodów może być kilka. I to całkiem racjonalnych. Oczywiście, jak wiemy, racjonalne powody nie trafią do każdego, a że trzeba było jakoś przekonać nieprzekonanych, wymyślono przesąd o kocich mordercach. Jeśli nie argumentami, to strachem – ważne, aby odnieść skutek. Faktycznie, kiedyś kontakt kota z dzieckiem mógł być niebezpieczny. Choćby dlatego, że koty przenosiły różne choroby. W tamtych czasach opieka weterynaryjna była niemal zerowa, nie wspominając o szczepionkach. Choroby odzwierzęce były dość popularne i jednocześnie niebezpieczne, zwłaszcza dla delikatnego organizmu dziecka. Względy higieniczne dotyczyły również przenoszonych przez koty pasożytów. Setki lat temu nikt nie odrobaczał zwierząt domowych. Dziś robimy to regularnie, co najmniej raz na pół roku i dzięki temu nawet się nie krzywimy, jeśli pies czy kot poliże naszą pociechę.

Innym, aczkolwiek podobnym, przesądem był ten przestrzegający, aby nie wychowywać razem kocięcia i dziecka. Efektem takiej „przyjaźni” mógł być wzrost kota kosztem dziecka. Wierzono, że kot rozwijając się obok dziecka, zabiera mu jego siły witalne. Ten przesąd również ma swoje racjonalne wytłumaczenie. Nieodrobaczane koty przenosiły między innymi tasiemce. W czasach, kiedy prawidłowa higiena nie była priorytetem, możliwość przejścia pasożyta ze zwierzaka na dziecko była dość duża. A jak wiadomo, tasiemce powodują chudnięcie i ogólne wyniszczenie organizmu.

Podsumowując – opowieści o kotach wysysających powietrze z dzieci możemy odłożyć między bajki (i to wyjątkowo kiepskie bajki), choćby dlatego, że koci pyszczek nie jest w stanie ułożyć się w charakterystyczną “trąbkę” niezbędną do ruchu zasysającego. Zatroskane mamy mogą ewentualnie zwrócić uwagę, czy kot w poszukiwaniu ciepłą nie utrudnia spania noworodkowi. Nie zmienia to jednak faktu, że wychowywanie dziecka w otoczeniu zwierząt (nie tylko kotów) może tylko pozytywnie wpłynąć na jego późniejsze życie. Zwierzęta uczą dzieci miłości, odpowiedzialności, przyjaźni i empatii. Sprawiają także, że troszczymy się o słabszych, a przede wszystkim, że nie jesteśmy obojętni na czyjąkolwiek krzywdę.

Wróć do cyklu