Historie

Historie niecodzienne Ewa Rembikowska

Pies potrafi nie tylko szczekać i aportować, ale także zatrzymać pociąg i zadzwonić po pomoc. Niecodzienne historie psich wyczynów często goszczą dziś na stronach gazet i portali. Warto wiedzieć, że już sto lat temu psi heroizm zadziwiał czytelników.

Kolejny psi bohater: Kentucky Boy - najodważniejszy pies ameryki, odznaczony 13 medalami za odwagę. W połowie XX wieku uratował przed pożarem studio filmowe. Kolejny psi bohater: Kentucky Boy - najodważniejszy pies ameryki, odznaczony 13 medalami za odwagę. W połowie XX wieku uratował przed pożarem studio filmowe. Źródło: © Bettmann/CORBIS

Właściciele psów mówią często: „ach! jaka szkoda, że on nie mówi!”. Może dobrze, że jednak nie mówi, bo dopiero wtedy, by wygarnął: 

„Ludzie pozbawiając mnie wolności i trzymają cały dzień na uwięzi, w ciasnej budzie, gdzie w lecie słońce pali a w zimie mróz przejmuje. Rzucą mi od czasu do czasu trochę słomy, ale nie dbają o porządek i każą mi żyć w śmieciach i robactwie.

Dobrze jeszcze, jeżeli czasem poprowadzą mnie do rzeki i pozwolą się wykąpać. Dobrze jeżeli w ciągu dnia dadzą mi jeść i świeżej wody do picia, lecz często i tem zapominają.

Dziwią się, że jestem zły. A przecież drażnili mnie, kiedy byłem jeszcze małym szczenięciem i teraz przychodzą naigrywać się ze mnie, wiedząc, że łańcuch mocny a krótki, więc nie dosięgną ich moje zęby (…)” .

Tak skarżył się w 1930 roku w gazecie „Przyjaciel przyrody” pewien pies. Inny za to dodawał:

„Ludzie zostawiają mnie na cały dzień w ciasnym, dusznym mieszkaniu. Ile można leżeć na miękkiej kanapie i nic nie robić? Ile można jeść z miski? Gdy przyjdą, to krzyczą na mnie, że  wydrapałem dziurę w ścianie,  albo że  zjadłem linoleum.  Nie rozumieją, że nudzę się potwornie. Gdy w końcu wyjdą ze mną na dwór  to tylko na kilka minut i zamiast się ze mną pobawić stoją i gadają z innymi. Trzymają mnie cały czas na smyczy i nie wiem czemu ciągle szarpią. A ja tylko chcę powąchać trawkę. Na co jestem im w ogóle potrzebny?”

Czy pies  traktowany jak piąte koło u wozu, jak lepszy czy gorszy przedmiot, mógłby stać się bohaterem jednej z poniższych historii?

Rok 1906. W pobliżu stacji kolejowej Wohlgelegen koło Mannheim znajdowały się obszerne obory, do której spędzano owce przeznaczone  na sprzedaż. Któregoś zimowego  mroźnego wieczora jeden z dwóch pasterzy udał się na oddaloną o kilometr od owczarni stację kolejową, by sprawdzić, czy z owcami w wagonach jest wszystko w porządku. Po pewnym czasie do owczarni wrócił sam pies; skamląc i szczekając chwycił zębami za ubranie drugiego owczarza i ciągnął go za sobą. Ten się bronił, odpędzał psa aż w końcu zrozumiał, że ma iść za nim. Szybko pobiegł i zobaczył leżącego towarzysza, który uległ wypadkowi. Chcąc się przekonać, czy górne drzwi wagonu są dobrze zamknięte nieszczęśnik wspiął się, poślizgnął  i runął na tor, łamiąc sobie kilka żeber. Ból był tak silny, iż nie był w stanie się poruszyć. Pies zobaczywszy, że pan jego leży i jęczy postanowił sprowadzić  ratunek. Skutecznie. Nikt go nie uczył anonsowania. Miał to w genach.

Podobny wypadek miał miejsce w  okresie międzywojennym w Stanach Zjednoczonych w okolicach Wadeny w stanie Minnesota. Pewien farmer wracał w towarzystwie dwóch psich pomocników z pola do domu. Postanowił skrócić sobie drogę i przejść w odludnym miejscu tor kolejowy. W chwili gdy był pomiędzy torami zrobiło mu się słabo i zemdlał. Wierni towarzysze zaczęli wyć, wołając pomocy. Po chwili zaś jeden z nich nastawiwszy uszu pobiegł w kierunku szumu nadjeżdżającego pociągu. Niebawem spostrzegł skład i zaczął biec przy lokomotywie, ujadając przy tym  bardzo mocno, czym zwrócił  uwagę maszynisty i palacza. Ci szczęśliwie domyślili się, że pies stara się ich zaalarmować. Zatrzymali pociąg akurat kilka metrów od chorego farmera. Dzięki przytomności psiego umysłu historia zakończyła się szczęśliwie.

Ale to nie koniec takich historii. Działo się to również w USA w czasach, gdy rozmowy łączył nie aparat, a prawdziwa telefonistka, zaś prawnicy i urzędnicy nie wymyślili jeszcze ustawy o ochronie danych osobowych. Telefonistka zauważyła sygnał i rutynowo podniosła słuchawkę. Zamiast normalnego „halo, proszę połączyć mnie z numerem…” usłyszała rozpaczliwe szczekanie i jęki. Zaintrygowana sprawdziła numer telefonu i adres, po czym  powiadomiła policję, która natychmiast ruszyła do akcji. Na miejscu okazało się, że właściciel domu postanowił popełnić samobójstwo wieszając się na żyrandolu. Pies jego widząc dyndającego i charczącego pana zrzucił słuchawkę z telefonu i tą drogą starał się zaalarmować otoczenie.

Na maleńkim przystanku kolei Pacifique w wąwozie niegościnnych Gór Skalistych Ameryki żył pies, który w roku 1900 za swoje zasługi dla kolei został wciągnięty na jej etat. Kasztanowy seter o imieniu Negs był własnością miejscowego dozorcy, zwrotniczego  i naczelnika posterunku  w jednej osobie. Piesek od małego wykazywał niezwykłą przenikliwość i roztropność. Nadzwyczaj uważnie śledził czynności swojego pana i je naśladował. Gdy pan stał z flagą i przyjmował pociąg, pies siadał słupka koło niego. Wkrótce zaczął wyręczać swojego pana i nocą przyjmował pociągi trzymając w pysku latarnię. Nauczył się również na odpowiedni sygnał przekładać strzałkę zwrotnicy.

Pod koniec listopada 1900 roku spadł w nocy lekki śnieg z deszczem  a nad ranem przyszedł silny mróz. Dozorca wypuścił psa, by ten jak zwykle obsłużył nadjeżdżający pociąg, ale tory przymarzły do siebie i pies nie był w stanie przełożyć zwrotnicy. Słysząc, że pociąg jest już w pobliskim wąwozie, chwycił w pysk czerwoną flagę i pobiegł na jego spotkanie.  Maszynista, gdy  spostrzegł siedzącego psa z czerwoną flagą w pysku, myśląc, że wysłał go zawiadowca, dał kontrparę i zahamował przed psim nosem. Pociągiem tym podróżował jeden z dyrektorów kolei. Gdy sprawa się wyjaśniła, wszyscy byli niezmiernie zdumieni, że uniknęli katastrofy tylko dzięki niezwykłej przytomności umysłu zwierzaka. Niebawem dozorca otrzymał z Denver następujący  telegram: Denver 25 listopada 1900 roku. Psu Negs’owi wydawać codziennie po dwa funty wyborowego befsztyku, jako nagrodę za przysługę wyświadczoną drodze żelaznej i co tydzień składać o nim raporty. Dyrektor T.G. Sers.

Podobne historie zdarzały się i w Europie. W Wielkopolsce  w roku 1894 pewien dziedzic folwarku pod Czarnkowem wybrał się konno z wizytą do sąsiada. Jak zwykle pobiegł za nim jego pies. Dziedzic po powrocie z wizyty do domu stwierdził brak portfela, w którym znajdowały się pieniądze oraz papiery wartościowe. Zawołał psa. Lecz go też nie było. Wziął laskę i poszedł  pieszo, by poszukać zgub. Gdy uszedł już spory kawał drogi, spostrzegł leżącego psa a obok pugilares z wszystkimi pieniędzmi. Wierny kundys cały czas stróżował przy zgubie, czekając na pana.

W 1911 roku na kanale w Spandawie koło Berlina  bawiło się kilku chłopców. Dwaj weszli do wody i usadowili się na desce, by na niej popływać. Pech chciał, że  nadpływająca łódka zahaczyła o deskę i strąciła młodych żeglarzy do wody.  Niechybnie by utonęli, gdyby nie pies pewnego kupca, który nie namyślając się wiele wskoczył do kanału i pośpieszył im z pomocą. Wyniósł na brzeg obu topielców. Byli nieprzytomni, ale udało się ich przywrócić do życia.

W roku następnym Berlin był świadkiem równie niezwykłego zdarzenia. Pewnemu panu skradziono cennego psa. Ten zawiadomił cyrkuły policyjne oraz zamieścił anonse w prasie. Po kilku dniach, gdy stracił już nadzieję na odzyskanie pupila, zadzwonił telefon. Rozmówca przedstawił się jako posterunkowy i poprosił, by ten zawołał po imieniu swojego psa. Pan X. myślał początkowo, że to jakiś niesmaczny żart, ale uczynił to, o co go poproszono. Po chwili usłyszał radosne szczekanie swojego Asa. Okazało się, że policjant spotkał na ulicy człowieka z psem z opisu pasującym do skradzionego, zatrzymał go i wpadł na nieco niekonwencjonalny sposób stwierdzenia, kto jest właścicielem zwierzaka.

As wrócił do domu, ale nie zapomniał usługi oddanej mu przez telefon i za każdym dzwonkiem zrywał się na równe nogi i był zawsze ogromnie szczęśliwy, gdy mu przystawiano do ucha słuchawkę, i gdy mógł w niej usłyszeć głos swojego pana.

Co uderza w tych historiach? Wszyscy czworonożni bohaterowie wykazali się ogromną inteligencją i umiejętnością kojarzenia różnych faktów a także błyskawiczną oceną sytuacji, by w następstwie  podjąć  skuteczne działanie. Te psy miały szczęście należeć do ludzi, którzy pozwolili im rozwinąć wrodzone cechy. Pracując i przebywając ze swoimi właścicielami czworonogi nauczyły się odpowiedzialności. Pies i człowiek stworzył  zgrany,  rozumiejący się zespół.

A Ty i Twój pies? Tworzycie zespół, czy żyjecie obok siebie nie bardzo się rozumiejąc?

 

ŹRÓDŁA: Pies na łańcuchu. Przyjaciel Przyrody 1/1930, s. 8; Łowiec Polski nr 15/1906; Łowiec Polski  Nr 20/1928; Łowiec Polski  Nr 13/1911; Łowiec Polski, Nr 5/1902 i 6/1902; Goniec Wielkopolski, Nr 278/1894, s. 3; Łowiec Polski Nr 16/1911; Łowiec Polski Nr 8/1912.

 

Wróć do cyklu