Majorka wyspa kotów

Koty z Can Pastilla, podobnie jak żyjące na terenie latarni morskiej oraz schroniska górskiego w Port de Soller czy innych częściach wyspy stanowią niewątpliwie atrakcję turystyczną.

Źródło: Thinkstock

Jeśli wyspa – to naturalnie ryby. A jeśli ryby – to i koty. Te kochane, przytulane i rozpieszczane pierwszy raz w historii Balearów prezentowały swoje wdzięki w Palma de Mallorca w lutym 2012 r. na wystawie kotów rasowych – ponieważ pokaz zrobił furorę, zapewne będzie druga edycja w przyszłym roku. Zanim jednak kocia arystokracja ponownie zawita na wyspę, ich dzicy, lub raczej – wolni – krewni pokazują swój urok milionom turystów każdego dnia. Oczywiście nie za darmo.

Nad wyraz spokojnie, podchodzą z zaciekawianiem, ale i oczekiwaniem na smaczny kąsek. Ba, pozwolą się nawet pogłaskać. Dachowce z Majorki żyją w koloniach, jednak w przeciwieństwie do polskich bezdomnych kotów, nie chowają się w piwnicach czy innych zakamarkach, lecz trzymają się blisko człowieka. Jednym z takich miejsc, w których rezyduje ponad 15 głównie białorudych i trójkolorowych kociaków jest park tuż przy plaży na pograniczu dwóch olbrzymich dzielnic turystycznych Can Pastilla i S’Arenal leżących na południowy wschód od stolicy Balearów - Palmy. Szczupłe, zwinne i nadzwyczaj niebojaźliwe podchodzą do rogu ogrodzenia, przy którym co chwila zatrzymują się turyści.

- Mamusiu, patrz! Kotki! – mały niemiecki chłopiec wyrywa się spod opieki rodziców i biegnie w stronę niskiego płotku. Szybko namierza dużą dziurę w siatkowym ogrodzeniu z drugiej strony i wbiega w kocie towarzystwo.

- Dam im moją kanapkę – postanawia szybko i wyciąga ręce w kierunku pokaźnych rozmiarów torby plażowej niesionej przez starszą siostrę. Szybko rozwija opakowanie i delikatnie kładzie połówki kanapki wypełnione szynką na trawie. Z zarośli dostojnie wychodzi cała czereda: najpierw najodważniejszy, jedyny czarny kociak w tej gromadzie, tuż za nim podąża trójkolorowa kotka. Pozostałe czekają na swoją kolej, lecz raczej nie mają co liczyć na szynkę. Ale nie wyglądają na specjalnie głodne. Cały mini placyk tuż przy prowizorycznym wejściu zastawiony jest miskami wypełnionymi po brzegi suchą karmą dla kotów. Gdyby zabrakło pokarmu, dobra dusza opiekująca się tą nadmorską gromada, zostawiła kilogramowe opakowanie karmy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto uzupełni kocie miski. Co ważne, zwłaszcza w tym gorącym klimacie, przy naczyniach z chrupkami są pojemniki ze słodką wodą.

Koty z Can Pastilla, podobnie jak żyjące na terenie latarni morskiej oraz schroniska górskiego w Port de Soller czy innych częściach wyspy stanowią niewątpliwie atrakcję turystyczną. Są „wartością dodaną” do spędzanego na Majorce urlopu – zwłaszcza dla miłośników tych stworzeń, którzy namiętnie je fotografują i dokarmiają. 

Źródło: Thinkstock

Lecz to co dla jednych jest przyjemnością, dla innych – utrapieniem. Dzikie, lub raczej kiedyś nieoswojone dachowce, teraz bez strachu przysiadają się do klientów restauracji nadmorskich i patrząc wzrokiem Kota w Butach z kreskówki „Shrek” łapią w locie każdy rzucany im kawałek pożywienia. Lecz zdarzają się i takie przypadki, gdy kot samodzielnie „obsłuży” się wskakując na stolik, by zabrać z talerza pozostawione przez klienta resztki jedzenia. Zanim podejdzie kelner, by uprzątnąć po gościach, sprytny kot już dawno siedzi w kącie obgryzając smakołyk.

Pozytywna i budująca jest na pewno sympatia, z jaką i tubylcy i przyjezdni odnoszą się do bezdomnych kotów oraz niesiona im pomoc, głownie w postaci dokarmiania. Choć jest to, jak uprzedza młoda Hiszpanka rozkładająca na folii kostki pieczonego kurczaka, niezgodne z prawem. Estyma i swego rodzaju dobrobyt sprawiły, że przyrost naturalny kotów na wyspie powoli wymyka się spod kontroli. Jednak i władze miast na wyspie, i weterynarze wspólnie z mieszkańcami lokalizują siedliska kotów, by poddać je sterylizacji, odrobaczaniu i doraźnie – leczeniu.

W Polsce pomoc dzikim kotom w mieście ciągle jest traktowana jak fanaberia. Trudno też doprosić się u władz spółdzielni o uchylanie okienek piwnicznych podczas zimy, by zwierzęta te miały gdzie bezpiecznie przetrwać okres niskich temperatur. Choć zwierzętom gwarantuje to ustawa, trudno znaleźć właścicieli budynków, którzy stosowaliby się do tych nakazów. Czy majorkańskie koty są szczęśliwe? Na pewno mają się lepiej od naszych rodzimych mruczków. Może więc i naszymi warto byłoby zaopiekować się bez obaw o bycie posądzonym o zdziwaczenie. Domowe „kanapowce” zapewne chętnie podzieliłyby się garścią smacznej karmy co dzień ze swoimi dzikimi kuzynami.