Polityka w Stanach Zjednoczonych ostatnio stoi pod znakiem psów, a obrońcy praw zwierząt mają coraz więcej problemów z decyzją, które ugrupowanie popierać. Demokratów pod tym względem skompromitował prezydent Obama, przyznając się do zjedzenia psa. Niewiele lepiej jest w drugim obozie. Byłemu kandydatowi republikanów, Mittowi Romney’owi przy każdej okazji przypomina się o tym, że przez pół dnia wiózł psa na dachu samochodu, mimo że od tego incydentu minęło 30 lat.
W Internecie Mitt Romney częściej niż z prezydenckim stołkiem kojarzy się z nieodpowiedzialnym traktowaniem swojego czworonoga. W sieci wyrosła prawdziwa społeczność przeciwników Romneya, która za punkt honoru postawiła sobie nie dopuszczenie, aby ktokolwiek mógł zapomnieć o tym jak przed laty kandydat republikanów potraktował psa. Seter irlandzki o imieniu Seamus rodzinną wycieczkę do Kanady spędził zamknięty w pojemniku wiezionym na dachu auta. Na stronie gooddogbadromney.com (Dobry pies, zły Romney) możemy zapoznać się z długą i szczegółową listą powodów, dla których zdaniem autorów, taki człowiek nie nadaje się na głowę polityka. Powstała nawet gra, w której każdy z internautów może wcielić się w Seamusa jadącego na dachu auta.
Coroczna wycieczka i piekło pewnego psa
Żeby nagłośnić niezbyt rozsądny pomysł kandydata republikanów, jego przeciwnicy nie musieli grzebać w rodzinnych archiwach. Mitt Romney sam o wszystkim opowiedział, kiedy w czerwcu 2007 roku rozmawiał z Neilem Swideyem, dziennikarzem „The Boston Globe".
Kontrowersyjna wycieczka miała miejsce ponad ćwierć wieku temu. Co roku polityk z rodzinnego domu w Bostonie wybierał się do domku nad jeziorem Huron na granicy z Kanadą, tak też było latem 1983 roku. W samochodzie miał piątkę dzieci, walizki i zapasy, zatem dla psa postanowił przygotować dodatkowe miejsce na dachu. W ten sposób poczciwy Seamus przejechał ponad tysiąc kilometrów zamknięty w koszyku na dachu auta. Żeby uczynić trwającą 12 godzin podróż bardziej komfortową, właściciel Seamusa zamontował jeszcze szybę, która chroniła go przed wiatrem. – Myślę, że wygodniej było mu w tym koszyku niż w środku – skomentował to po latach Romney. Sam Seamus w tej sprawie się nie wypowie, bo od dawna nie żyje. Nie zabiła go jednak przejażdżka na dachu, a starość.
– Mitt i ja kochaliśmy nasze psy. Seamus był naszym pierwszym. Kiedy nie było mnie w domu Mitt pozwalał mu spać w łóżku. Zazwyczaj kiedy jechał samochodem, wystawiał głowę przez okno. Seamus dożył sędziwego wieku, obdarzony ciepłymi uczuciami wielkiej rodziny – opisywała żona polityka, Ann Romney. Kilka lat po niesławnej wyprawie Seamus został oddany siostrze Mitta, Jane Romney Robinson, i zamieszkał na farmie, na której przeżył resztę życia ciesząc się dużą przestrzenią i swobodą.
Psy przeciwko Romneyowi
Sam Mitt Romney podchodzi do sprawy z dystansem. O relacjach z PETA wypowiedział się następująco: – Nie dawali mi spokoju za dopuszczenie rodeo do lokalnej olimpiady, a potem za to, że polowałem na przepiórki w Georgii. No a teraz nie podoba im się to, że mój pies lubił świeże powietrze.