Shelti, czyli urodziwy pracuś

Shelti przeszedł długą drogę. Początkowo był to niewielkich rozmiarów pies o nieokreślonym wyglądzie, którego zadaniem było odganianie trzody od poletek z uprawami. I może byłby taki do dziś, gdyby nie spotkanie z sąsiadem ze Szkocji. 

Źródło: Shutterstock

Gdzieś na północy na Oceanie Atlantyckim przycupnęło 100 wysp nazwanych Archipelagiem Szetlandzkim. Klimat tam surowy, gleba nieurodzajna, lato jest chłodne i trwa krótko, za to wieją huraganowe wiatry, które przyczyniły się do zakończenia rejsu niejednego statku, rzucając go o skały. Ciepłe prądy atlantyckie sprawiają, że zimy są stosunkowo łagodne i chyba to zdecydowało, że ludzie tam żyją od blisko 5000 lat. Jednak krótki okres wegetacji nie sprzyjał urodzajowi. Po prostu zawsze było zbyt mało pożywienia i dla ludzi i dla zwierząt.. Szanse na przetrwanie miały tylko te, które były małe i mało jadły niezależnie, czy służyły w gospodarstwie, czy w domu.

Wraz z Wikingami na wyspę przybyły puchate pieski w typie szpiców. Ich zadanie początkowo było bardzo proste. Miały pilnować przydomowych poletek z uprawami przed rogacizną oraz drobiem. Do wypasania owiec były zbyt małe. Krzyżowały się z pieskami, które towarzyszyły nowym osadnikom, ewentualnie rozbitkom. W cenie były takie cechy jak pracowitość, żywotność, mały wzrost i niewielkie potrzeby żywieniowe.  O wzorcu rasy nikt wówczas jeszcze nie myślał.

W drugiej połowie XV wieku wyspy trafiły pod jurysdykcję Szkocji. Osadnicy szkoccy zaczęli przekształcać wrzosowiska w pastwiska dla owiec. Potrzebne były psy pasterskie zdolne do opanowania licznego stada. Szkoci przyjeżdżali ze swoimi collie. Jednak owczarki te były zbyt delikatne. Nie wytrzymywały tak trudnych warunków bytowania. Mniejsze osobniki zaczęto zatem krzyżować z psami miejscowymi, co wyszło im zdecydowanie na dobre. Do wspaniałych cech charakteru dołączył elegancki wygląd. Ta atrakcyjność powodowała, że jako podarunek, czy pamiątka z wysp pieski trafiały najpierw do Szkocji, potem do Anglii  a stąd do Europy i Ameryki.

Co zachwyca w owczarkach szetlandzkich? Można powiedzieć, że wszystko. Przede wszystkim wspaniałe futro z piękną kryzą pod szyją. Pod futerkiem kryje się cieplutki i mięciutki podszerstek. Sierść ich ma tę zaletę, że brud się jej nie trzyma. Gubią poza tym dużo mniej sierści niż goldeny, czy labradory.

Lecz niech wygląd dandysa nikogo nie zmyli. Jest to pies do roboty. Najchętniej by pilnował i zaganiał kaczki, kury, gęsi. Jeśli nie ma stada zwierzęcego, dopilnuje rodziny i przyjaciół.

Uwielbia dzieci, lecz w ferworze pilnowania może nieco szczypać po łydkach.

Źródło: Shutterstock

Do obcych owczarki odnoszą się z rezerwą i nieufnością tak długo, póki nie zaakceptują ich jako część „stada”. Są znakomitym dzwonkiem alarmowym. Poinformują zawsze, że ktoś obcy przechodzi koło drzwi lub furtki. Jako psy pracowite i żywiołowe uwielbiają wszelką aktywność, spacery, zabawy, zawody, gonitwy z wiatrem i pod wiatr.  Konie można z nimi kraść, są gotowe zawsze na każdą eskapadę i każdą przygodę.

Na ogół pieski te wybierają sobie jednego pana, którego słuchają bez reszty. Pozostałych członków rodziny też słuchają, ale nie bezwarunkowo, powiedzmy za jakiś mały załącznik.

Łatwo się uczą, jednakże pod warunkiem łagodnego traktowania. Nie znoszą awantur, krzyku, brutalności.

Trudne warunki bytowania uczyniły je psami zahartowanymi, mało wybrednymi. Ich dieta powinna przypominać tę, która była udziałem ich przodków.  Bez zbytnich problemów zdrowotnych dożywają 15 lat.

Ze względu na przywiązanie do domu, posłuszeństwo, łatwość w szkoleniu, dobry humor, wieczną młodość owczarek szetlandzki  może być znakomitym pieskiem  dla nowicjuszy, dla tych którzy chcą postawić pierwsze kroki jako właściciele czworonogów.