Psy Ich Królewskich Mości...

Angielski dwór również może się pochwalić psimi legendami. Król Edward VII był oryginałem. Gdy zmarł na czele żałobnego orszaku – zgodnie z jego dyspozycją – szły jego ulubione zwierzęta: koń Kildare i pies rasy terier o imieniu Cezar, prowadzony na smyczy przez lokaja. Dopiero potem szli oficjalni goście.

Z chwilą wstąpienia na tron Jerzego V psy przestały być faworytami na dworze angielskim, jakimi były za czasów Edwarda VII. Ulubieńcem królewskiej pary Jerzego V i Elżbiety był mieszaniec foksteriera o imieniu Happy. Odznaczał się niezwykłą inteligencją. Happy rozumiał każde słowo, każdy gest swojej pani. Dość jej spojrzeć było, a natychmiast przynosi jej żądany przedmiot. Na spacerach po parku zamkowym w Windsorze z wielką powagą nosił królowej parasolkę lub laskę. Happy był również niezrównanym towarzyszem zabaw dzieci pary królewskiej. Uwielbiał pokazywać różne sztuczki. Także książę Maksymilian Bawarski, zmarły w 1888 roku ojciec pięciu synów i tyluż córek, z których to jedna, Elżbieta, była cesarzową austriacką, niezmiernie lubił psy, przypisując im umiejętność oceniania ludzi. Jeśli który z psów przywitał gościa warczeniem, źle to usposabiało dla przybyłego dostojnego pana. Ludzie znali tę słabostkę księcia Maksymiliana i różnymi sposobami zjednywali sobie królewskich faworytów.

Na czele orszaku pogrzebowego Edwarda VII szedł jego ukochany koń oraz biały piesek. Źródło: © Paul Thompson/National Geographic Society/Corbis
Pewnego razu stary leśniczy, mając zamiar prosić księcia o podwyższenie pensji, zawczasu starał się wejść w przymierze z wielkim angielskim seterem, ulubieńcem księcia i w tym celu przy każdym spotkaniu częstował go wyborną kiełbasą. Nareszcie nadszedł dzień, w którym leśniczy z prośbą swoją zgłosił się na audiencję. Gdy służący otworzył drzwi gabinetu księcia, by wpuścić oczekującego na posłuchanie petenta, leżący u nóg swego pana seter skoczył ku leśniczemu, warcząc i szczekając. Książę dnia tego był w złym humorze a znalezienie się psa względem starego sługi dokonało reszty. Prośba została odrzucona.

Gdy leśniczy smutny i przygnębiony odmową, opuścił gabinet księcia, znajdujący się w przedpokoju seter zaczął kręcić ogonem  i łasić się staruszkowi.
– Idź precz, niewdzięczne bydlę! – zawoła leśniczy głosem pełnym wyrzutu – Teraz już za późno! Zjadłeś kiełbasy za 20 fenigów, a potem udałeś, że mnie nie znasz. Fe! Wstydź się!
Książę te słowa, głośno wypowiedziane, usłyszał.
– Hej! Co mają znaczyć „te 20 fenigów”? – zapytał surowo, stanąwszy w drzwiach przedpokoju. Leśniczy zmieszał się, ale odrzekł bez namysłu:
– Tak, Miłościwy Książę, przyjmował pies poczęstunek od biednego człowieka, a potem warczeniem zapłacił za to. Naturalnie takie zwierzę nie rozumie, jak trudno utrzymać dzieci za 500 guldenów.
– To nie trzeba było  mieć tyle dzieci - odparował książę.
– Jego Książęca Mość ma przecież więcej dzieci, może nawet więcej niż sobie życzył…
– Dosyć! – zawołał książę – Pensję będziesz miał podwyższoną, ale od moich psów trzymaj się z kiełbasą z daleka.

Tego samego jeszcze dnia wydał książę rozkaz, aby psy trzymane były w miejscu, do którego obcym wstęp został surowo wzbroniony, a od tej pory wiara księcia w ocenę ludzi przez psy bardzo osłabła.

Królewskie psy miały też przywileje. Podczas przejazdu przez Opole w dniu 5 września 1896 roku  pies cara Mikołaja II o imieniu Iwan, wyskoczył niepostrzeżenie przez okno z wagonu. Widać znudziła mu się daleka podróż i chciał sobie obejrzeć miasto. Niestety na przeszkodzie stanęli urzędnicy kolejowi, którzy go schwytali, przy czym jednemu z nich nieomalże odgryzł nos. Nie wiedzieli czyj to pies i co z nim mają zrobić. Dopiero po upływie mniej więcej godziny przybyła z następnej stacji  depesza od cara, aby mu Iwana przysłano. Tak więc zaraz następnym pociągiem udał się jeden z urzędników do Wrocławia i odwiózł uciekiniera.

Bohaterami podobnej przygody stały się w roku 1908 dwa taksy (jamniki) cesarza Niemiec Wilhelma II, które  zostały schwytane przez łapacza psów na placu św. Marka w Wenecji, gdy lokaj cesarski prowadził je bez kagańca i smyczy. Policjanci odprowadzili lokaja z pupilami do cyrkułu, gdzie po wyjaśnieniach wszyscy odzyskali swobodę. Do skandalu międzynarodowego nie doszło.

Ulubieńcami cesarza były trzy jamniki: Hexe, Erdmann, Dachs. Zabierał je ze sobą do drewnianego pałacyku myśliwskiego w Romintach w puszczy Romnickiej, gdzie z upodobaniem polował. Choć nie władał lewą ręką strzelał znakomicie. W ciągu 30 lat (1873-1902) jego ofiarą stało się aż 47 443 sztuk różnej zwierzyny, w tym 1302 jelenie. Lubił patrzeć, jak jamniki wybiegały z królewskich komnat,  jak oszalałe biegły po schodach z głośnym ujadaniem, by powitać pana nadjeżdżającego wraz z  nowym trofeum myśliwskim w postaci kolejnego kapitalnego rogacza.

Takie przygody i fanaberie miały psy dawnych monarchów, ale i dziś głowy państwa miewają swoje psie przygody. Prezydenckie zwierzaki potrafią przełamywać lody w międzynarodowych rozmowach, ale też stają do kampanii wyborczych. Chociaż to już inna historia...

Źródła: (Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa) Łowiec Polski, Nr 22/1913; Ziemianin, Nr 2/1886; Łowiec Polski, Nr 21/1910; Łowiec Polski, Nr 22/1927; Łowiec Polski, Nr 15/1910; Łowiec polski, Nr 18/1911; Kurier Poznański, Nr 278/1901; Postęp , Nr 210/1896; Łowiec Polski, Nr 8/1908; Die Jagdhunde von Kaiser Wilhelm II. „Krummbeine“ für seelisches Wohlbefinden. Jagd in Bayern, Nr 2/2010; Łowiec Polskim, Nr 23/1903; http://dackelblick.wordpress.com.

1 2