Psie korale, czyli historia metalowych obroży

Niektóre psie obroże sprzed wieku mogą przerażać współczesnych właścicieli psów. Nie przypominały one znanych ze sklepów kolczatek. Były to raczej wynalazki, które wyglądały niczym zasieki umieszczone na psich szyjach. Potężne skórzano-stalowe narzędzia tresury mimo groźnego i nieludzkiego wręcz wyglądu, mogły wyrządzić zwierzęciu mniej szkód niż bezmyślnie stosowane współczesne kolczatki.

Czy używanie kolczatki naprawdę pomaga w szkoleniu groźnych psów? Historia mówi, że niekoniecznie. Czy używanie kolczatki naprawdę pomaga w szkoleniu groźnych psów? Historia mówi, że niekoniecznie. Źródło: iStockphoto / Thinkstock

O kolczatkach i obrożach krąży wiele mitów, które często mają swoje korzenie w długowiekowej historii szkolenia psów. Józef Couplet, wiceprezes klubu psów owczarskich belgijskich i autor podręcznika o tresurze psów policyjnych z przełomu XIX i XX wieku tak oto opisywał dziewiętnastowieczny odpowiednik dzisiejszej kolczatki: „Obroża parforsowa składa się z mocnego sznura, na który nanizane są cztery kulki drewniane, opatrzone ze wszystkich stron żelaznymi kolcami na 1 cm długości; końce ich należy trochę spiłować, aby nie raniły zbytnio psa w razie użycia. Obroża ta zaopatrzona jest w kółko i zapina się na sprzączkę. Gdy ciągniemy za kółko, obroża zaciska się na 5 cm, przy pomocy urządzenia bardzo prostego a wówczas kolce dają się psu odczuwać (…)”.

Ból spowodowany działaniem kolców stanowił dla ucznia informację, że wykonał błędny ruch i by zmniejszyć dyskomfort musi  skorygować swoje zachowanie. Dla tresera był natomiast narzędziem, dzięki któremu zawsze był w stanie zapanować nad wychowankiem.

Szkoła pruska używała takich korali:
   

zaś polscy treserzy  nieco zmodyfikowanych:
  

Przyjemnie to nie wygląda. Można się zastanowić, jaki był cel użycia takiego narzędzia do zadawania bólu? Wytrawni treserzy sprzed 100 lat dzielili wychowanie psa na dwa etapy. Pierwszy trwał mniej więcej do 9 miesiąca życia i polegał na budowaniu więzi emocjonalnej pomiędzy przewodnikiem i psem oraz na wykształceniu posłuszeństwa, czystości, dobrych obyczajów.  Była to tzw. tresura domowa.  Tu zasadniczo nie używano kolczatki.

Drugim etapem było przysposobienie psa do wykonywania ściśle określonych zadań, związanych z pracą użytkową, a więc polowaniem,  stróżowaniem, służbą policyjną, czy wojskową.

Generalnie radzono, by dostosować metody treningu do charakteru ucznia: „Spokój i opanowanie, oraz konsekwencja  w postępowaniu z psem są podstawami tych zalet. Tylko nieskończoną cierpliwością można umożliwić zrozumienie psu tego, czego od niego się wymaga. Gdy uczeń w dniu dzisiejszym nie okaże się pojętnym, może zrozumieć to jutro, za tydzień lub później, a nauczyciel, rozważając w międzyczasie przyczynę niepojętności psa, znajdzie często inną metodę, więcej zrozumiałą. 

Łagodność i ostrość należy stosować w szkoleniu w równym stosunku. Tą pierwszą osiąga się zazwyczaj daleko lepsze rezultaty. Pochwała i nagroda za pilność, pod postacią jakiegoś przysmaku, pobudzają ambicje, którą pies w wysokim stopniu posiada.

Wychowanek nie powinien bać się swojego nauczyciela, przeciwnie powinien go darzyć zaufaniem i okazywać radość, gdy pan się z nim zadaje. Jedynie taki stosunek można nazwać właściwym.

Nie chcę przez to powiedzieć, że w tresurze da się wszystko łagodnością osiągnąć. Surowość, a właściwie energiczne i konsekwentne postępowanie, nie są dla tresury rzeczą drugorzędną.

To, czego się pies nauczył, musi wykonywać nie tylko chętnie, lecz ze ścisłą dokładnością, i dobroć byłaby w tym wypadku raczej oznaką słabości i mogłaby zrujnować wyniki dalszych postępów. Z drugiej strony nie można wymagać od ucznia rzeczy, które nie leżą w granicach jego możliwości. Stara metoda Hegewalda stosowania przemocy (Parforce dresur) we wszystkim co się chce osiągnąć – nie licząca się z indywidualnymi zaletami psa, robi z psa manekina i zabija w nim wszelką inicjatywę, oraz ochotę do pracy” – możemy przeczytać w dawnym poradniku dla treserów.

Zalecano, by pierwsze ćwiczenia odbywały się na sali treningowej i nie trwały nigdy dłużej niż 15 minut. Potem przenoszono się z treningiem na świeże powietrze, stopniowo  wydłużając czas ćwiczeń.

Obroża z kolcami była używana tylko podczas sesji ćwiczeniowej. Jej zadaniem było uświadomić psu, że słuchając pana żadna krzywda mu się nie stanie, wręcz przeciwnie, usłyszy pochwałę, zostanie pogłaskany i pochwalony. Natomiast każda samowola kończy się nieprzyjemnym bólem: „Surowy wyżeł ma poznać, że za wszelkie nieposłuszeństwo natychmiast sam wymierza sobie karę. Fundamentalna zasada każdej tresury pierwszy raz tu się ujawnia; brzmi ona: wszelki opór przeciwko woli tresera jest daremny i natychmiast, automatycznie, pociąga za sobą karę”.

Każda sesja szkoleniowa kończyła się wspólnym spacerem i zabawą z panem na świeżym powietrzu w miękkiej  obroży i bez smyczy.

Szkoleniowcy francuscy  natomiast uważali, iż: „...wskazaniem jest, aby nie używać tej obroży jak w ostatecznych razach, to jest gdy wszystkie inne środki mniej gwałtowne nie odniosły skutku. Nigdy nie powinniśmy używać tej obroży do tresowania psów niezupełnie jeszcze rozwiniętych. Obroża ta służy do korygowania psów dorosłych podczas spaceru, gdy są zbyt wojownicze lub zdradzają zbyt wiele temperamentu przy atakowaniu i nie chcą wracać na rozkaz. (…)”.

Od tamtej pory minęło bez mała 100 lat. Człowiek poleciał w kosmos, transplantologia świeci triumfy, w każdym domu jest telewizor, komputer, wszystkie dzieci chodzą do szkoły, zaś pan, czy pani wyprowadzając półrocznego szczeniaka na zwykły spacer, co mu zakłada? Ano kolczatkę, przypinając do niej smycz typu Flexi.

Z czego to wynika? Z lenistwa, z bezmyślności, niewiedzy, magicznego myślenia, obiegowych przesądów, tradycji, bo zawsze tak było? No właśnie, nie było. Kolczatka była używana tylko na treningu do korygowania pokazanych, przećwiczonych, zapamiętanych przez psa umiejętności a nie zamiast. Właściciel  z XXI wieku  uczy psa właściwego zachowania na ulicy, w parku, z pomocą behawiorysty czy weterynarza, a kolczatkę oddaje na złom.


Źródła: (Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa); O tresowaniu psów do stróżowania, obrony i policyjnych, Łowiec Polski, nr 22/1913; Der deutsche Schäferhund in Wort Und Bild von Rittmeister v. Stefanitz. Jena 1921; Ks. Ludwik Niedbał, Hodowla, tresura i wychowanie wyżła dowodnego, Nakładem księgarni św. Wojciecha, Poznań, Warszawa, Wilno, Lublin 1927; Podpułkownik Stefan Błocki, Nasze psy. Vademecum miłośnika psa, Lwów 1933; O tresowaniu psów do stróżowania, obrony i policyjnych, Łowiec Polski, nr 22/1913.