Pierwszy Pies Białego Domu

Ma już swoje miejsce w Wikipedii, nie przepada za doczepianiem króliczych uszu, oraz pomagał w kampanii wyborczej. Bo, trzyletni ulubieniec prezydenta Baracka Obamy, przez jego wyborców nazywany jest pieszczotliwie Pierwszym Psem Białego Domu, przez krytyków – pierwszą niezrealizowaną obietnicą wyborczą.


Źródło: Pixbulls

„I bark for Barack” (Szczekam na Baracka) – z takim hasłem na plakatach wyborczych pojawia się pies obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, nakłaniając do głosowania na swojego pana. Sztabowcy Obamy stworzyli także specjalną stronę internetową, zachęcającą do przesyłania pozdrowień psu, a przy okazji zostawiania swoich danych osobowych, które kolejno wykorzystane zostaną w dalszej części kampanii.

Historia pojawienia się Bo w Białym Domu wiąże się jednak z wcześniejszymi wyborami prezydenckimi, kiedy to Obama zadeklarował, że po zwycięstwie przygarnie ze schroniska dla swych córek psa. Ze względu na alergię jednej z dziewczynek prezydent szybko wycofał się jednak z tego pomysłu, co oponenci polityczni uznali za pierwsze złamanie obietnicy wyborczej.

Bo trafił do rodziny urzędującego prezydenta po tym, jak ponoć jego pierwsi właściciele zwrócili go hodowcy. W Waszyngtonie długo jednak krążyły pogłoski, że zwierzę było prezentem od senatora Kennedy’ego, specjalnie tresowanym z myślą o zamieszkaniu w Białym Domu.

Przygarnięcie psa było jedną z obietnic wyborczych Baraka Obamy. Źródło: Forum
Urodzony w październiku 2008 roku, Bo jest przedstawicielem rasy portugalskich psów wodnych. Bardzo szybko zyskał przyjaźń i zainteresowanie nie tylko rodziny Obamów, lecz także i mediów, szeroko komentujących jego rozwój i kolejne poczynania. Początkowo wyłącznie „The Washington Post” otrzymał prawo do publikowania zdjęć z wizerunkiem Pierwszego Psa. Szybko jednak Bo stał się ulubieńcem Amerykanów, trafiając do wielu książeczek dla dzieci. Rozpoczęła się także masowa produkcja przypominających go maskotek.

Media często spekulują na temat gustów i preferencji zwierzęcia. Wiadomo na przykład, że uwielbia pomidory, nie lubi zaś paradować w doczepianych króliczych uszach. Ozdobę tę zafundowała mu z okazji Wielkanocy żona prezydenta, Michelle. Bo, choć niechętnie, zaakceptował nietypową ozdobę, w której nakłaniał Amerykanów do wzięcia udziału w loterii zorganizowanej z okazji Easter Egg Roll, czyli dorocznego festynu wielkanocnego dla dzieci.

Pies, którego ubarwienie przypomina odświętny, czarno-biały smoking, doskonale wkomponował się w przestrzeń Białego Domu. Listopadowe wybory prezydenckie pokażą, czy będzie mógł zamieszkać tam na dłużej. Jego zaangażowanie w trwającą kampanię pokazuje jednak, że bardzo się stara, by tak było.