Patologiczni zbieracze zwierząt

Patologiczni zbieracze kolekcjonują ponad stan i zdrowy rozsądek. Nie zważając na warunki higieniczne, socjalne i faktyczną potrzebę, nieustannie zbierają, bo… muszą. Przynajmniej tak im się wydaje. To nie jest zwykłe chomikowanie, to poważne zaburzenie psychiczne. Choroba, która niepokoi szczególnie, gdy jej przedmiotem okazuje się być istota żywa - najczęściej kot lub pies.

Źródło: Shutterstock

Zaczyna się niewinnie – przygarnięty kot, potem dwa koty, następnie trzy, cztery, pięć, sześć… Liczba „uratowanych” zwierząt szybko przekracza zdrowy rozsądek. Niestety, nieleczony zbieracz do końca życia będzie zaprzeczał, że ma problem. Ani brak warunków, ani brak funduszy, ani nawet zły stan zdrowia „ratowanych” zwierząt nie będzie w stanie go powstrzymać przed sprowadzaniem do domu kolejnych czworonożnych znajd.

W psychiatrii i psychologii, patologiczne zbieractwo zwierząt uzyskało własną nazwę – animal hoarding. Obraz tej  patologii jest bardzo smutny. Nieleczeni kompulsywni zbieracze zwierząt nie są świadomi swojej choroby, mimo wręcz namacalnych dowodów poważnego problemu wokół nich – brudu, smrodu, chorób zwierząt, opanowania przez przygarniane stworzenia całej powierzchni mieszkalnej itp. Fatalne warunki życia, zły stan czworonogów, czy też brak funduszy na ich utrzymanie – nic nie powstrzyma zbieracza przed sprowadzaniem do domu kolejnych znajd. Mechanizm tej choroby przypomina uzależnienie od alkoholu lub narkotyków. Na dodatek, ludzie dotknięci zbieractwem zwierząt są gorąco przekonani, że czynią dobro, pomagają, a nie szkodzą, wręcz zostali do tej pomocy wybrani.

Źródło: Reuters/Forum
Co gorsza, kolekcjonerzy zwierząt czują emocjonalną więź ze swoimi ofiarami. Przymus oddania jakiegokolwiek psa, czy kota to dla nich prawdziwa tragedia. Odebranie więc zwierząt zbieraczowi to nie lada problem. Poza tym zaburzenie animal hoarding przejawia często cechy Zespołu Diogenesa - patologiczni kolekcjonerzy mają tendencje do izolowania się i odrzucania jakiejkolwiek pomocy. Dlatego też wiele przypadków związanych ze zbieractwem zwierząt kończy się leczeniem pacjenta i odebraniem poszkodowanych stworzeń dopiero po interwencji służb specjalnych miasta.

Psychologowie przypatrując się problemowi zbieractwa zwierząt dopatrują się jego źródeł we wczesnym dzieciństwie chorego, w jego złych relacjach z rodzicem (matką lub ojcem), odwołują się do przeżytych w dzieciństwie traum. Psychiatrzy, rozpatrując przypadek patologicznego kolekcjonowania zwierząt, podążają w kierunku zaburzeń urojeniowych lub zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Leczenie osoby z syndromem zbieractwa jest trudne, przede wszystkim ze względu na to, iż chory wypiera problem. Terapeuci zauważyli, że w licznych przypadkach zbieractwa zwierząt przyczyną było nieposiadanie własnego potomstwa, potrzeba przelania miłości, nadopiekuńczość.

Smutnym przykładem patologicznego zbieractwa zwierząt był przypadek znanej w latach siedemdziesiątych, polskiej piosenkarki Violetty Villas. Artystka, w wieku sześćdziesięciu sześciu lat, przeprowadziła się samotnie do domu rodzinnego w Lewinie Kłodzkim. To właśnie te przenosiny zapoczątkowały u piosenkarki długi okres obsesyjnego przygarniania bezdomnych psów i kotów. Swoje przytulisko Villas nazwała „Moi bracia mniejsi”. Już w momencie otwarcia schronisko gościło około 150 psów i ponad 300 kotów. Szybko okazało się, że artystka straciła kontrolę nie tylko nad hordą swoich zwierząt, ale także nad sobą. Jej stado zaczęło się rozrastać.

Źródło: Mariusz Makowski / FORUM
Z jednej strony Villas przygarniała kolejne stworzenia, z drugiej – psy i koty bez zabiegów sterylizacji i kastracji rozmnażały się w zawrotnym tempie. Przy takiej ilości zwierząt szybko skończyły się także fundusze. Zwierzęta należące do Villas ostatecznie skazane były na egzystowanie w przerażających warunkach. Niektóre zwierzęta pozdychały w wyniku nieleczonych chorób, inne pozagryzały się nawzajem. Piosenkarka jednak nie chciała nawet słuchać o oddaniu części stworzeń. Odizolowała się całkowicie od świata zewnętrznego. Dziennikarze uchwycili nawet moment, gdy wśród zaniedbanych, niedożywionych zwierząt, piosenkarka sama chodzi brudna i obdarta. Któregoś dnia, w wyniku alarmu sąsiadów (podobno od strony domu Villas dochodził niesamowity fetor) oraz sygnałów ze strony innych przejętych sprawą zwierząt ludzi, udało się zorganizować nawet koncert i aukcję, dzięki którym zdobyto pieniądze na wywóz kilkudziesięciu psów. Niestety, podobno przy ostatnim transporcie artystka nie wytrzymała i wstrzymała całą akcję. Horda psów i kotów artystki znowu zaczęła się więc rozrastać… Ostatecznie Violetta Villas trafiła do szpitala psychiatrycznego. Tam stwierdzono u niej zaburzenia urojeniowe. Psy zostały jej odebrane.

Po hospitalizacji, Violetta Villas zażądała powrotu do zdewastowanego przez zwierzęta domu w Lewinie Kłodzkim i zamieszkała w nim samotnie. 5 grudnia 2011 roku, na terenie zrujnowanej posiadłości piosenkarki, odnaleziono jej martwe ciało. Domowe cmentarzysko artystki odnotowało więc w swoich dziejach kolejną ofiarę patologicznego zbieractwa...