Obama zjadł psa

W jadłospisie prezydenta Stanów Zjednoczonych może się znaleźć każda egzotyczna potrawa. Nie każdą jednak wyborcy umieją wybaczyć...

Bo - przygarnięty przez państwa Obama pies podobno ma w Białym domu całkiem dobrze. Bo - przygarnięty przez państwa Obama pies podobno ma w Białym domu całkiem dobrze. Źródło: Forum

Barack Obama jest prezydentem, którego prasowe obiektywy często łapią zajadającego się hamburgerami i hot-dogami. Zauważyło to Dlatego Stowarzyszenie Lekarzy w Waszyngtonie, które swego czasu wystosowało do głowy państwa apel zmianę nawyków żywieniowych. Okazuję się jednak, że fast-foody wcale nie są najstraszniejszym posiłkiem prezydenta USA, a słowo hot-dog w tym przypadku nabiera nowego, makabrycznego znaczenia. 

Gorący pies na talerzu prezydenta

Obama wcale nie wypiera się tego nietypowego posiłku. Zresztą, żeby się o tym dowiedzieć nie trzeba daleko szukać. Wystarczy lektura książki Odziedziczone marzenia. Spadek po moim ojcu, wydanych również w Polsce wspomnień Obamy. Obecny prezydent ze szczegółami opisał tam, kiedy we wieku sześciu lat mieszkał w Indonezji. Jego Ojczym Lolo częstował go różnymi lokalnymi potrawami, w tym niesławną psiną. Obama wspomina tylko, że mięso psa było twarde i zaraz wymienia inne indonezyjskie przysmaki: jeszcze twardsze mięso węża i smażone koniki polne. W książce prezydent dodaje, że jego ojczym, podobnie jak większość jego rodaków, wyznawał Islam łączony z resztkami rodzimych wierzeń i Hinduizmu. Zgodnie z tą religią człowiek zyskuje siłę stworzeń które zjadł. – „Obiecał, że któregoś dnia przyniesie do domu kawałek mięsa tygrysa” – kończy wspomnienia Obama. Czy doczekał się takiego obiadu? Tego już nie zdradził.

Afera po latach

Bobama, jak go pieszczotliwie nazwała prasa, nie ma się raczej czego bać. Jego pan nie ma zamiaru powtarzać wyczynów z młodości. Źródło: Forum
Na opisany fragment książki trafił niedawno jeden z użytkowników Twittera. Społeczność serwisu błyskawicznie zaczęła kopiować wiadomość, dodając odpowiednie zdjęcia. Na jednym z nich Obama biega za swoim psem z wmontowanymi sztućcami, na innym widzimy prezydenta siadającego do stołu, na którym doklejono leżącego na półmisku psa. A wszystko zaczęło się od jeszcze innej afery, którą kilka miesięcy wcześniej zwolennicy Obamy wytknęli jego przeciwnikowi, Mittowi Romneyowi. Kandydat republikanów co prawda nie zajadał się psiną, ale swojego czworonoga przez 12 godzin woził na dachu samochodu. Sztab Obamy przygotował nawet fotografię Baracka z psem w aucie i opatrzył ją podpisem „Tak należy przewozić psy”. Teraz obróciło się to przeciwko prezydentowi, bo zdjęcie wróciło do Internetu w zupełnie innym kontekście.