Jak dotąd chodzenia po drzewach nikt od psów nie wymagał. A jednak zdarzył się osobnik, który to potrafił. Było to na tyle niewiarygodne, że sprawa trafiła do sądu i fakt ten potwierdził dnia 3 maja 1905 roku trybunał w Offenheim w Bawarii.
Na przełomie XIX i XX wieku powstała w Niemczech rasa wyżłów ostrowłosych. Psy te mogły być używane do polowań na każdy rodzaj zwierzyny, na każdym terenie. W polu, wodzie i lesie. Sprzyjały temu ich cechy psychiczne, takie jak: ciętość, waleczność, odwaga, pracowitość. Równie imponujące były cechy fizyczne: harmonijnie umięśniona sylwetka z mocnymi kończynami, z szorstką, sierścią odporną na ciężkie warunki terenowe i atmosferyczne oraz gęstym podszerstkiem, zabezpieczającym psa przed wilgocią, zimnem, przegrzaniem, błotem, rzepami i owadami. Chodzenie po drzewach teoretycznie nie należało do zalet tej rasy wyżłów, był jednak jeden pies, który jeszcze i to potrafił.
Wabił się Hrabia Roland. Należał do sekretarza administracji lasów w Schweinau koło Norymbergi. Został zapisany w księdze rodowodowej niemieckiej, austriackiej, szwajcarskiej, bałtycko-rosyjskiej, Na wystawach wielokrotnie nagradzano świetną prezencję Rolanda. Ale wyżeł i tak najlepiej czuł się tropiąc zwierzynę.
Był psem bez żadnych wad, wręcz doskonałym, istnym królem polowania. Miał znakomity węch, który pozwalał mu zwęszyć zwierzynę z dużych odległości. Na ptactwo polował jak pointer, trzymając doskonale stójkę. Natomiast jelenia i dzika gonił jak gończy, głośno ujadając. Znakomicie aportował z lądu i wody, nawet nie czuł zbytniego obrzydzenia do lisa i ryb. Osadzał kozice i koziorożce na najwyższych i najdzikszych szczytach Alp włoskich i francuskich, staczając wiele zwycięskich pojedynków. Polował ze swym panem na Mont Blanc, Mont Rose, Grand Paradis, czyli na masywach wznoszących się ponad 4500 m nad poziom morza.Jednocześnie, jako prawdziwy samorodny talent, opanował chodzenie po drzewach. Jego technika była następująca: starał się skoczyć jak najwyżej na pień, następnie obejmował go przednimi łapami, podciągał się na górę tylnymi aż do pierwszych gałęzi. Potem wspinał się coraz wyżej, opierając dolną częścią szyi o gałęzie poprzeczne by dotrzeć do ofiary (ptaka, kota, kuny). Ofiarę zmuszał do opuszczenia zacisznego miejsca łamiąc i gryząc gałęzie, na których się schroniła. Gdy ofiara spadała na ziemię Roland ze zręcznością kota błyskawicznie zeskakiwał z drzewa. Był tak szybki, że zawsze zdążył chwycić nieszczęśnika w zęby.
Drugą nietypową umiejętnością Hrabiego Rolanda, której też sam się nauczył, było nurkowanie. Goniony przez niego kormoran lub nurek starał się ujść prześladowcy, nurkując. Na darmo. Pies zanurzał się wraz z nim, chwytał na dnie i wyciągał w zębach na powierzchnię.
Na pewno i dzisiaj zdarzają się takie samorodne talenty wśród psiej braci. Jeśli znasz podobną historię, podziel się z nami.
Źródło: Łowiec polski nr 6/1908