Murzynek, czyli prawdziwy rasowy kundelek

25 października to Dzień Ustawy o Ochronie Zwierząt. Tego dnia obchodzone jest również święto Kundelka, czyli  krzyżówki psów niewiadomego pochodzenia. Takich piesków jest w Polsce najwięcej. One też najczęściej są bezpańskie. Gdzieś się tułają po ulicach i drogach. Jeśli nie przejedzie ich samochód, trafiają do schronisk dla bezdomnych zwierząt. Życzmy im, by znalazły wspaniałe domy, pełne miski, ciepło i miłość, tak,jak swego czasu Murzynek – chłopak z warszawskiej Woli.
Murzynek - kundelek, któremu dopisało szczęście Murzynek - kundelek, któremu dopisało szczęście Źródło: materiały własne

Pies rasowy trafia do swojego domu z wyboru, kundelek – z przeznaczenia.

Tak też było z Murzynkiem. Kończył się właśnie 1992 rok. Grudzień był bardzo śnieżny i zimny. Maluchy przyszły na świat gdzieś pod ogrodzeniem zakładu przemysłowego na Ordona w Warszawie. Sunia podobno wszystkie zagryzła z wyjątkiem jednego. Robotnicy dali mu imię, a w przypływie dobrego humoru rzucali jakieś resztki jedzenia, a on przed zimnem i chłodem chronił się w ażurowej skrzynce po owocach. W lipcu następnego roku, gdy wygrzewał się na słońcu przy wartowni, po tylnych łapach przejechał mu samochód. Miał zmiażdżone jedno biodro. Właściciele zakładu poczuli się do odpowiedzialności . Pokryli koszty operacji i złożenia biodra. Wrócić tam już nie mógł.

Po zabiegu zabrałam psa do domu i jeszcze nieprzytomnego położyłam w koszyku, z myślą, że może jak wyzdrowieje znajdę dla niego nowych właścicieli. Z jednej strony usiadł Maks – owczarek szkocki, z drugiej kotka. Tak go pilnowały, póki się nie wybudził z narkozy. Wkrótce się okazało, że oddać go będzie trudno, bo jest zupełnie dziki. Ludzi nie znosi, na dzieci się rzuca, zbliżyć się do niego jest trudno. Za to ma świetny kontakt ze zwierzętami, zwłaszcza z kotami i końmi. Któregoś razu zobaczył na polu wilanowskim pasące się stado koni. Oczywiście pobiegł do nich. Wyobraźnia podsuwała mi widok psa fruwającego w powietrzu, a tu odbyło się kulturalne powitanie. Koń schylił łeb i nosem potarł nos gościa. 

Murzynek na spacerze Źródło: materiały własne

Ciężkie warunki życia sprawiły, że Murzynek – choć skończył dopiero 7 miesięcy –  nie miał w sobie nic ze zwariowanego szczeniaka. Był w pełni dorosły i ukształtowany. Bardzo długo nie mógł uwierzyć, że w misce nie zabraknie nigdy jedzenia i że zawsze będzie mieć ciepłe posłanie, a ten, kto wchodzi do domu, wcale nie chce mu zrobić krzywdy. Trwało to całe lata. Kiedy miał 7 lat, zaczął podchodzić do wybranych osób, potem było coraz lepiej. Śmiałam się, że Murzynek jest, jak wino – im starszy tym ładniejszy i łagodniejszy. 

We wrześniu, gdy miał już zdjęte druty i chodził na czterech łapach, zrobiło się bardzo zimno. Włączyłam kaloryfer olejowy i z niejakim zdziwieniem zastałam psa, który leżał przytulony do niego. Okazało się, że pies tak wymarzł, że żar nie robił na nim żadnego wrażenia. Kilka miesięcy mieszkania pod chmurką wystarczyły, by pies nabawił się reumatyzmu na resztę swojego długiego życia.

Ciekawe były relacje między psami. Murzyn początkowo podporządkował się owczarkowi szkockiemu całkowicie. Kiedy usiłowałam Murzynka czegokolwiek nauczyć, okazało się, że jest to niemożliwe.

Gdy zwracałam się do niego bezpośrednio, piesek od razu kładł się na grzbiet z łapkami do góry.

Ale gdy do Maksa mówiłam „siad”, wówczas  siadały dwa psy jednocześnie. Kiedy Murzynek chciał w nocy wyjść, to z łóżka ściągał mnie Maks. Jakoś się porozumiewały, tworząc bardzo zgrany tandem.  Murzyn  był psem zaczepno-obronnym. Uwielbiał zaczepiać inne psy, a potem oczekiwał, że Maks będzie go bronić.  Któregoś razu podbiegł do wilczura, który nosem podrzucił go do góry. Wykonał w powietrzu piękną parabolę, spadł siedzeniem na trawę i przejechał tak jeszcze kilka metrów z piskiem potwornym. 

Od czasu do czasu próbował przeciwstawiać się Maksowi, co wyglądało tak, że najpierw warczał, potem uciekał pod stół, co i tak na nic się zdawało. Maks wyciągał go i targał po uszach. 

Murzynek i Rejs brodzą po Pilicy Źródło: materiały własne

Gdy Maks przeniósł się do Krainy Wiecznych Łowów, Murzynek wpadł w absolutną depresję. Na ulicy szukał swojego przewodnika. Biegł do każdego psa, który mu przypominał Maksa. Uspokoił się dopiero, gdy do domu przybył czteromiesięczny golden. Murzyn miał wówczas 11 lat i poczuł się nauczycielem  szczeniaka.  Wprowadzał go w arkana życia.  Co ciekawe, gdy zabierałam Murzyna na lekcje w psim przedszkolu, to dumny siedział w środku kółka ćwiczących maluchów i robił to, co one.  Ba! zaczął reagować na komendy.  W mgnieniu oka nauczył się tego wszystkiego, co szczeniaki. No i nie mógł doczekać się soboty i wyjazdu na lekcję.

Można powiedzieć, że przeżywał przy Rejsie drugą młodość.  Biegał za młodym. Biały ogon goldena był dla niego drogowskazem, gdyż powoli tracił ostrość widzenia. Przestawał również słyszeć. Jednak węch miał ciągle dobry.

Przeżył 18 lat. Jednak  nigdy do końca nie pozbył się traumy z pierwszych 7 miesięcy życia. Zawsze gdzieś w tle przebijała się dusza sierotki i obawa, że straci to, co ma. Nigdy nie wyszedł z samochodu w miejscu swojego urodzenia. Bardzo lubił podróżować, ale na nocleg zostawał w aucie. Nie wchodził do obcych domów. Nie pozwalał się głaskać obcym. Tylko z trzema osobami wychodził na spacer.

Mimo to był wspaniałym psem. Nauczył mnie, że cierpliwością i wyrozumiałością można pokonać wiele przeszkód.

Warto przygarniać kundelki. A potem cieszyć się ich radością.