Kot lata po galerii

Belgijski artysta po śmierci pupila zamienił go w...helikopter. Dzieło wywołuje kontrowersje – jedni chcą zapłacić za nie bajońskie sumy, inni uważają, że twórca zwariował.

Źródło: REUTERS/Cris Toala Olivares/Forum

Ukochany kot Berta Jansena Orville został potrącony przez samochód. Mężczyzna wypchał go, na końcach łap zamontował śmigła a w brzuchu czujnik pilota. Po kilku próbach zdalnie sterowanemu helikopterowi udało się wystartować, a jego twórca był wniebowzięty. - Teraz lata razem z ptakami. To wszystko, o czym może marzyć kot - mówił dziennikarzom. Dziełem zainteresowała się też galeria w Amsterdamie, która postanowiła włączyć je do swojej wystawy. Chęć kupna zadeklarowało też kilku miłośników sztuki.

Nie wszyscy podzielają jednak zachwyt miłośników sztuki. „Zabić zabójcę zwierząt!” Taki napis pojawił się nocą przed galerią KunstRai ArtFair, w której wystawiany jet latający kot. Belgijska Partia Obrońców Zwierząt wysłała list protestacyjny do organizatorów wystawy, bo jej członków przeraziło, co ze zwierzętami są w stanie zrobić artyści w imię sztuki. - Mimo że artysta Bert Jansen bardzo kochał swojego kota i dbał o niego za życia, a po śmierci zamienił go w dzieło sztuki, ludzie uważają go za najpodlejszą osobę w kraju - napisał zdziwiony organizator wystawy w e-mailu do gazety Los Angeles Times.

Cóż, taka sztuka faktycznie może wzbudzać kontrowersje. W Polsce mieliśmy już kilka lat temu podobny przypadek, gdy Katarzyna Kozyra wypchanego kota, psa, koguta i konia ustawiła w galerii, tworząc piramidę zwierząt. Wtedy głosy oburzenia spowodował głównie fakt, że artystka wybrała koguta i konia, które miały być uśmiercone na jej życzenie. Kot i pies były już martwe, więc nie oddały życia w imię sztuki. Choć teraz o kocie-helikopterze piszą wszystkie gazety, w porównaniu z dziełem Kozyry wydaje się to być całkiem niewinną sztuczką.