Komu szkodzi dogoterapia?

Dziś już chyba każdy słyszał o korzyściach wynikających z dogoterapii. Ale czy dogoterapia to na pewno dobra praca dla psa? Co czuje psi terapeuta na służbie? Kto powinien zadbać o komfort pracującego psa?

Pies to nie tylko narzędzie dogoterapii, ale także jej żywy uczestnik. Pies to nie tylko narzędzie dogoterapii, ale także jej żywy uczestnik. Źródło: Shutterstock

Termin dogoterapii w Polsce po raz pierwszy użyty został w 1996 roku i pierwotnie określał jedynie metodę rehabilitacji dzieci i dorosłych w której odpowiednio przeszkolony pies wspomagał terapeutę w jego działaniach. Obecnie termin ten używany jest  często do określania jakiejkolwiek działalności przewodnika któremu pies pomaga prowadzić zajęcia z udziałem osób trzecich, niezależnie od tego, czy chodzi o rehabilitację, działalność edukacyjną czy też aktywność, mającą przynieść korzyści motywacyjne, rekreacyjne lub terapeutyczne osobom, które aktywności tej są poddawane. Dogoterapią zajmują się w Polsce zarówno specjalne fundacje jak i osoby prywatne.

Chociaż o korzyściach dogoterapii wciąż mówi się wiele, nadal zbyt mało wspomina się o samych psach, które niejednokrotnie pracują za dużo jak na swoje możliwości, a w trakcie zajęć  są spięte i doświadczają niewygody a czasem nawet bólu.

Większość liczących się na świecie trenerów i terapeutów psich zachowań jest zdania, że jakakolwiek forma dogoterapii jest dla psa niezwykle stresująca. W trosce o  jego dobro powinniśmy przestrzegać kilku ściśle określonych reguł o których ich przewodnicy niestety nie zawsze zdają się wiedzieć lub pamiętać.

Przede wszystkim pies nie powinien być podczas zajęć unieruchamiany  czy to przez przytrzymanie go w określonej pozycji, czy to poprzez kładzenie na nim pacjentów lub ich przytulanie się do niego. Pamiętajmy, że prócz dyskomfortu i stresu (takie sytuacje nie są dla psa naturalne), może to powodować ból zwierzęcia.  Niestety, kładzenie małych pacjentów na boku czy brzuchu  psa jest dość często spotykanym ćwiczeniem rehabilitacyjnym.

Co więcej musimy uważać, by żadna osoba mająca kontakt z psem nie wyrządziła mu fizycznej krzywdy. Psy uczestniczące w dogoterapii mają co prawda opinię stoików, których nie wzruszają nawet palce włożone przypadkowo w oko czy niechcący wyrwana kępka sierści, jednak fakt, że psy nie reagują w takich sytuacjach postawą obronną nie znaczy przecież, że nie jest to dla nich bolesne. Przewodnik lub/i pomocnik powinni zawsze czuwać nad bezpieczeństwem psa obecnego na zajęciach.

Nie zapominajmy również, że dłuższe przebywanie w grupie ludzi jest dla psów męczące. Podczas sesji terapeutycznych muszą one cierpliwie znosić bliskość obcych sobie osób a w trakcie zajęć edukacyjnych, narażone są na głośnie dziecięce śmiechy i piski, czy też wyrażające radość i podziw dla psa oklaski. Zwierzę, które bierze udział w spotkaniu, powinno zawsze mieć możliwość odejścia od grupy osób ćwiczących, o czym często prowadzący zajęcia zdarzają się zapominać, umieszczając psa pośrodku grupy uczestników lub  wręcz nie spuszczając go nawet ze smyczy.

Pies nie powinien być ponadto osią jakichkolwiek zajęć.  Ideałem jest, gdy uczestniczy w niewielkiej ich części i przez naprawdę krótki, z punktu widzenia człowieka czas, czyli według Turid Rugaas nie dłuższy niż 20 minut.  Zdaniem tej norweskiej specjalistki, zważywszy na fakt  jak bardzo podczas zajęć czy to o charakterze terapeutycznym czy edukacyjnym w organizmie psa rośnie poziom hormonów stresu,  nie powinien on brać udziału w sesjach szeroko pojętej dogoterapii częściej niż dwa razy w tygodniu. Niestety zazwyczaj psy są zmuszone pracować  intensywnie w dużo większym wymiarze godzinowym.

Słowenia, międzynarodowy festiwal w Ljubljanie, 2011 roku. Grupa trenerów prezentuje możliwości psów przechodniom. Źródło: Shutterstock

Ponadto przewodnik ma obowiązek wycofać swojego psa z zajęć zawsze, gdy zauważy u niego objawy stresu. Oprócz sygnałów uspokajających, może to być również wyraźna niechęć psa do uczestniczenia w zajęciach lub nagłe obsypanie się łupieżem.

Dużym problemem w dogoterapii są osoby które je prowadzą, często pozbawione wymaganych  kwalifikacji. Chociaż wielu uczestników seminariów o tematyce kynologicznej uważa, że udział w kilku szkoleniach daje im wiedzę wystarczającą do prowadzenia chociażby zajęć o charakterze edukacyjnym, nikt nie zaprzeczy, że wiedza teoretyczna nie jest tożsama z umiejętnościami praktycznymi. Brak kierunkowego wykształcenia może rzutować na zdolność odczytywania samopoczucia psa i umiejętność prowadzenia bezpiecznych dla niego zajęć.

Biorąc pod uwagę powyższe argumenty jasno widać, że mimo powszechnej opinii, jakoby dogoterapia przynosiła wszystkim same korzyści, nie wszyscy uczestnicy zajęć są z nich jednakowo zadowoleni. Dopiero od niedawna słychać głosy różnych osób zajmujących się w Polsce dogoterapią, które w oparciu o własne  doświadczenia  ze współpracy z wieloma fundacjami publicznie opowiadają jak bardzo wykorzystywane, a wręcz eksploatowane są  czasem pracujące w nich psy.  Kilkoro z nich przyznaje również z perspektywy czasu, że w imię idei same naraziły niegdyś swoje psy na zbyt wiele stresu zmuszając je do nadmiernej pracy w nieodpowiednich warunkach.  

Pamiętajmy, że wypalenie zawodowe dotyczy nie tylko ludzi ale także zwierząt pracujących, a przyczynia się do niego nadmierna praca w ciężkich, obciążających psychikę warunkach. Niezależnie od tego, czy to nasze zwierzę pomaga innym, czy to my sami korzystamy z  zajęć z udziałem psa, pamiętajmy by zadbać o jego komfort i bezpieczeństwo, by jak najdłużej mógł wykonywać swoją pracę bez uszczerbku na zdrowiu; nie jest przecież etyczne krzywdzenie jednej istoty kosztem dobra drugiej.