Kamil Rycharski o domu tymczasowym

Kamil Rycharski to trzydziestoletni chłopak, który od trzech lat prowadzi dom tymczasowy. W tej chwili sprawuje opiekę nad dwoma psami i jednym kotem, a oprócz nich ma swoich stałych rezydentów dwa psiaki i kota. Kamil opowiada o trudach i satysfakcjach płynących z prowadzenia domu tymczasowego.

Źródło: fot. Irena Kowalczyk

Jak zaczęła się twoja przygoda z prowadzeniem domu tymczasowego? Jak na Twój pomysł zapatrywała się rodzina i znajomi?

Kamil Rycharski: Byłem zainteresowany adopcją pieska z Fundacji Viva. Suczka, którą wybrałem okazało się, że ma stwierdzone ADHD o czym poinformowały mnie wolontariuszki sprawujące nad nią opiekę. Zaproponowały mi więc, abym na próbę został dla niej domem tymczasowym. Dzięki temu miałbym możliwość sprawdzenia się w roli opiekuna tej zuchwałej francuskiej buldożki na dłuższą metę. Międzyczasie znalazł się dom z ogrodem i opiekunami mogącymi poświęcić jej dużo więcej uwagi ode mnie. I tak Urszula - bo takie mię miała moja pierwsza tymczasowiczka – trafiła do nich.

Jeśli chodzi o rodzinę i znajomych to zdania są podzielone. Bliscy nie poruszają już ze mną tego tematu :-P. Znajomi – jedni wspierają i zarażają się pomaganiem sami tworząc DT, a inni uważają, że przesadzam.

Jak przebiegało twoje pierwsze spotkanie z Ulą, Twoją pierwszą tymczasową podopieczną?

– Ula miała około roku kiedy trafiła pod skrzydła Fundacji Viva. Podczas interwencji została odebrana od pseudohodowcy. Dowiedziałem się o niej z ogłoszenia w internecie. Zauroczyła mnie i chciałem ją adoptować. Sam pojechałem po nią do Żyrardowa i zabrałem od jednej z wolontariuszek, która miała psa na tymczasie. Radko kiedy psa z jednego DT przekazuje się do drugiego. Ale kiedy pojawia się szansa, że dom tymczasowy stanie się dla psa stałym robi się takie wyjątki.

Kiedy zobaczyłem Ulę zaskoczyła mnie jej energia. Sunia okazała się psem demolką, złośnicą, która nawet przez minutę nie mogła usiedzieć w miejscu. Do domu przywiozłem ją samochodem na na kolanach przyjaciółki. Wziąłem wolne z pracy i zacząłem resocjalizację suni. Urszula, w moim domu od razu poczuła się jak u siebie.

Kamil Rycharski ze schroniskowym psiakiem. Źródło: fot. Irena Kowalczyk
Kiedy pojawiły się pierwsze schody?

– Z Urszulą nie miałem żadnych schodów. Ale w moim domu pojawiało się wiele psów z problemami. Takim psem była mopsica o imieniu Leeloo, która została u mnie na stałe. Leeloo sikała przeszło przez 3 miesiące pod siebie jak tylko chciałem jej dotknąć. Sądzę, że była bita. Trafiały do mnie rasowe psy ważące niespełna 4 kg, których wzorcowa waga waha się powyżej 10! Decydując się na prowadzenie DT miałem świadomość, że często historia psa nie będzie znana i wziąłem poprawkę na ich problemy z utrzymaniem czystości, psychiczne i zdrowotne.

Jakie były pierwsze sukcesy i satysfakcje z prowadzenia domu tymczasowego?

– Zabrzmi to prozaicznie, ale pierwszym sukcesem było załatwianie się psów na dworze. Szczęście ogarnia też wtedy, kiedy pies zaczyna ufać, przestaje się bać i z chęcią włazi na kolana. Dużą satysfakcję sprawia mi jak psiaki adoptowane przeszło rok temu rozpoznają mnie na spacerze.

Jak przebiegało pierwsze rozstanie? Czy wiesz co aktualnie dzieje się z Urszulką?

– Łzy stanęły w oczach, a w głowie pojawiło się pytanie czy ten dom aby na pewno na nią zasługuje. Nie mam bezpośredniego kontaktu z opiekunami buldożki, ale wiem, że Fundacja ma, od niej często dostaję aktualne zdjęcia i informacje o Uli.

Ilu podopiecznych miałeś przez cały okres prowadzenia domu tymczasowego?

– Próbowałem to ostatnio zliczyć. Przez mój dom przewinęło się dziewięć kotów, jeden królik i przeszło 120 psów.

Ile? 120 psów?!

– (śmieje się) Dużo? Moi znajomi śmieją się, że jak ktoś kupuje psa, to w umowie kupna-sprzedaży na samym końcu powinno być napisane „Jak pies się znudzi zadzwoń do Kamila”. Często zdarzają się takie sytuacje, że dzwonią do mnie ludzie, mówią że mają psa i nie wiedzą co z nim zrobić. Kiedy pytam nieznajomych skąd mają do mnie numer telefonu, odpowiadają, że od znajomej, albo od koleżanki, która już oddawała do mnie psa. Istny obłęd. Ale jakoś się przyzwyczaiłem. Raz tylko miałem problem z takim telefonem. Zadzwonił do mnie pan, który miał dwa leonbergery do oddania. Przestraszyłem się, że jak ich nie wezmę to gdzieś je porzuci. Pomogła mi wtedy Ola Cieślik, petsitterka, która znalazła dla nich tymczasowe lokum, ale tylko na kilka dni. Dlatego, nie mając innego wyjścia musiałem zamieszkać na działce u znajomego i wziąć dwa tygodnie urlopu z pracy, bo na moim skromnym metrażu nie zmieściłbym się z tymi wielkimi psiskami. 

Z którym podopiecznym najtrudniej było Ci się rozstać?

Kamil: Z większością. Wiadomo jednak, że bywały pisaki demolki i człowiek z ulgą wracał do domu, w którym już ich nie było. Ale teraz jak o tym myślę to nawet tych łobuzów mi brakuje.

Czym jest dla Ciebie prowadzenie domu tymczasowego?

Kamil: Kocham zwierzęta, dlatego lubię im pomagać. A dom tymczasowy w pomaganiu bezdomnym zwierzętom odgrywa ogromną rolę. DT poznaje psiaka, resocjalizuje, wychowuje, buduje zaufanie do człowieka, uczy zasad funkcjonowania w ludzkim otoczeniu. Dzięki temu oddając nowemu opiekunowi psa czy kota jest w stanie przekazać mu mnóstwo informacji na jego temat (jak z nim postępować, co lubi a czego nie, jakie są jego potrzeby itp).

Komu polecasz prowadzenie domu tymczasowego?

Kamil:Wszystkim. Tak naprawdę nie ma znaczenia czy masz wiele wolnego czasu i dobre warunki lokalowe czy finansowe. Ja mieszkam na 30m2 i pracuję jak każdy po 8h dziennie, +/- 30 minut na dojazdy, a jednak prowadzę tymczas i daję radę. Każdy dom, nawet ten najmniejszy i zapracowany będzie lepszym rozwiązaniem dla psa/kota niż klatka w schronisku.

Dziękuję za rozmowę.