26 sierpnia 2017 roku Polskę obiegła smutna wiadomość o śmierci znanego dziennikarza Grzegorza Miecugowa. Choć jego twarz i głos kojarzyli wszyscy to zapewne mało kto wie, że pan Grzegorz był wielkim miłośnikiem zwierzaków. Nie tylko dzielił z nimi swoje życie (nie lubił mówić w tym kontekście o posiadaniu), ale także chętnie udzielał się we wszelakich akcjach wspierających adopcje bezdomnych, poszkodowanych przez los i skrzywdzonych przez złych ludzi na braci mniejszych. Program telewizyjny "Szkło kontaktowe" co niedziela w ramach cyklu "Każdy zwierz ma swój czubaszek" pokazuje konkretnego psiaka i zachęca do jego przygarnięcia. W maju tego roku Grzegorz Miecugow odebrał w Aleksandrowie Łódzkim w imieniu redakcji programu złotą statuetkę Aleksandrowskiego Przyjaciela Zwierząt za aktywne zwalczanie bezdomności.
Na biurku Grzegorza Miecugowa stało jego zdjęcie z ukochanym psem. Potężny, piękny berneński pies pasterski miał na imię Fredzio i był niezwykle ważny dla swojego pana. "Za nic w świecie nie chciałbym być twardzielem. Byłem wczoraj na cmentarzu dla zwierząt, gdzie niedawno pochowałem psa. Czytałem epitafia na psich, kocich czy króliczych grobach. Ogarnęło mnie wzruszenie. Że też komuś chciało się napisać tych kilka słów od serca." - zwierzał się Miecugow kilka lat temu dziennikarzowi Newsweeka. Podobno imię Fredzio miało być tylko na okres szczenięcy, a potem dorosły pies miał być Fredem a nawet Alfredem, ale nie udało się. Wielki potężny berneńczyk był tak łagodny i skory do zabaw, że pozostał Fredziem do końca życia. Właściciel opowiadał o nim, że kochał gości, nie lubił zostawać sam w domu, a na Żoliborzu, gdzie mieszkali znał wszystkie śmietniki.
Zresztą zmarły dziennikarz od dzieciństwa miał psy. "Nie miałem, tylko mieszkałem z psem. Ja miałem jego, a on mnie. " - mówił.
Oprócz Fredzia w domu na Żoliborzu mieszkała urocza trikolorka Fruzia. Syn dziennikarza znalazł ją zabiedzoną, chorą, ze złamaną i źle zrośniętą łapką. Weterynarze nie dawali jej wielu szans, ale udało się ją uratować. Mimo nie do końca sprawnej łapki uparcie i z sukcesami, mimo dzwonka na szyi, polowała w ogrodzie na ptaki. Grzegorz Miecugow mawiał, że zazdrości jej tego, ile godzin może spać. A na pytanie, co by zrobił, gdyby był kotem odpowiadał, że wtedy pewnie... miałby kota.