Dlaczego mocz kota śmierdzi?

Kocice potra­fią być bar­dzo wybredne przy wybo­rze ojca dla swo­ich kociąt, więc kocury muszą demon­stro­wać swoją prze­wagę, naj­le­piej zanim jesz­cze spo­tkają się bez­po­śred­nio z samką. Przy­pusz­czal­nie służy im do tego ostry zapach ich uryny – odra­ża­jący dla naszego powo­nie­nia, lecz nio­sący istotną treść dla kotów.

Aby jego woń dotarła do jak naj­więk­szej liczby innych osob­ni­ków, kocur nie kuca przy odda­wa­niu moczu, lecz zwraca się tyłem do jakie­goś zna­czą­cego obiektu, takiego jak słu­pek bramki, zadziera do góry ogon, unosi się na pal­cach tyl­nych łap i spry­skuje moczem ten obiekt na moż­li­wie dużej wyso­ko­ści.

 

Źró­dłem sil­nego odoru uryny kota, znacz­nie ostrzej­szego niż w przy­padku samicy lub kastrata, jest mie­sza­nina czą­ste­czek zawie­ra­ją­cych siarkę, tak zwa­nych tioli, zbli­żo­nych che­micz­nie do tych, które nadają cha­rak­te­ry­styczny zapach czosn­kowi19. Nie są one obecne w moczu, dopóki nie zosta­nie on uwol­niony i nie wej­dzie w kon­takt z powie­trzem – ina­czej sam kot cuch­nąłby tak, jakby codzien­nie jadł czo­snek. W pęche­rzu są prze­cho­wy­wane w postaci bez­won­nego ami­no­kwasu, który wykryto po raz pierw­szy wła­śnie u kotów i dla­tego nadano mu nazwę feli­niny. Feli­nina z kolei powstaje w pęche­rzu kota z prze­kształ­ce­nia jed­nej z pro­tein (cau­xin).

 


 

W ury­nie kocura źró­dłem zapa­chu nie jest ta pro­te­ina, lecz wła­śnie feli­nina, która składa się z jed­nego lub dwóch ami­no­kwa­sów, cyste­iny i metio­niny – oba zawie­rają atom siarki nie­zbędny do gene­ro­wa­nia odra­ża­ją­cej woni. Orga­nizm kota nie potrafi samo­dziel­nie wypro­du­ko­wać tych ami­no­kwa­sów, co zna­czy, że ilość feli­niny, którą może wytwo­rzyć, zależy od ilo­ści wyso­ko­war­to­ścio­wych pro­tein w jego die­cie. W życiu dzi­kim zależy to z kolei od łowiec­kiej spraw­no­ści kota. Im sil­niej zatem pach­nie mocz, tym wię­cej zawiera feli­niny, sygna­li­zu­jąc, że kot, który pozo­sta­wił ślady, musi spraw­nie zdo­by­wać poży­wie­nie.

 

Ślad zapa­chowy powi­nien także zawie­rać infor­ma­cję o toż­sa­mo­ści kota, który go pozo­sta­wił; ina­czej samica nie wie­dzia­łaby, który z kilku obec­nych przed nią sam­ców jest naj­lep­szym łowcą. Uczeni nie zba­dali dotych­czas tej czę­ści prze­kazu, lecz musi ją sta­no­wić coś innego niż cuch­nące związki siarki. Zwie­rzęta innych gatun­ków wykry­wają indy­wi­du­alne „pod­pisy” zapa­chowe za pomocą narządu Jacob­sona.

 

Jak­kol­wiek dla nas odra­ża­jący, dla kota zapach uryny jest praw­dzi­wym zna­kiem jako­ści. Chory lub mało sprawny kocur nie potrafi po pro­stu zdo­być takiej ilo­ści poży­wie­nia, by jego mocz śmier­dział. Do ewo­lu­cji tego sygnału doszło więc zapewne za sprawą samic, które wybie­rały part­nera, kie­ru­jąc się inten­syw­no­ścią woni jego uryny: osob­nik nie­zdolny do pro­duk­cji feli­niny, nawet jeśli dobrze się odży­wiał, nie cie­szył się u nich powo­dze­niem. Według tego kry­te­rium kocura kar­mio­nego przez wła­ści­ciela wyso­kiej jako­ści pro­fe­sjo­nalną karmą można by uznać za oszu­sta, ale taka sytu­acja wystę­puje od tak nie­dawna, że nie mogła wywrzeć wpływu na zacho­wa­nie samic – w każ­dym razie sądzę, że nikt im dotąd o tym nie powie­dział.