Cudu nie będzie! Wiosną czesać trzeba psa

Czeszmy futro starannie, aż cały zimowy puch wypadnie. Jednym słowem: czesanie psa to jeden z tych elementów wiosennych porządków, którego żaden właściciel czworonoga ominąć nie może.

Źródło: Shutterstock

Wiosna to czas robienia porządków. Gruntownie sprzątamy mieszkanie. Wietrzymy szafy i wyciągamy wiosenne, lekkie kreacje. Futra i kożuchy wędrują na dno szaf. Porządki są konieczne także w psiej sierści. Natura tak to sprytnie urządziła, że psa sierść na wiosnę się zmienia, podobnie jak nasze ubrania staje się lżejsza i przewiewniejsza. Czesanie jest więc dla psa jak wiosenna zmiana garderoby.

Czasem bywa tak że pies linieje bardzo szybko, tzn. czas linienia jest stosunkowo krótki, jednak bardzo intensywny. Podczas czesania wydaje nam się, że robimy wszystko właściwie i z należyta starannością, jednak po niespełna tygodniu takiej pielęgnacji zaczynają pojawiać się małe kołtunki. Czasem nawet wystarczy kilka dni i pies zaczyna przypominać owcę tuż przed strzyżeniem.

Grzebień do rozcinania kołtunów. Źródło: iStockphoto/Thinkstock

W okresie intensywnego linienia niektóre psy wymagają zatem czesania nawet dwa razy dziennie. Często zdarza się tak w przypadku psów ras ozdobnych: maltańczyk, bichon, zwłaszcza kędzierzawy, shih-tzu. W przypadku tych ras i podobnych typów włosa okres obfitego linienia nie objawia się aż tak spektakularnie jak w przypadku siberian husky, czy labradorów. Włosy i podszerstek nie fruwają po całym mieszkaniu, lecz pozostają w większej części na psie, dlatego tak istotne jest systematyczne i częste czesanie. U takich psów, w przypadku braku systematyczności w czesaniu, niemalże natychmiast dochodzi do powstania małych kołtunków, z których błyskawicznie tworzą się duże kule zbitków prawie niemożliwych do rozdzielenia bez zastosowania najbardziej radykalnej metody: wycinania. Przy próbie wyczesywania takich zbitków pies będzie protestował, bo to bardzo bolesne doświadczenie, zwłaszcza w przypadku psów z delikatną skórą jaką mają np. shih-tzu. Jedynym sposobem uratowania szaty jest żmudne wycinanie i rozcinanie kołtunów. Można to robić małymi nożyczkami, lub specjalnymi przyrządami typu   (rozkołtuniacze, czyli grzebienie z ostrymi nożykami do rozcinania kołtunów). Można wspomóc się specjalnymi preparatami rozkołtuniającymi. Należy pamiętać jednak, że żaden sprzęt czy preparat nie zadziała sam. Nie wystarczy nasmarować nim psa i rzucić zaklęcie... a teraz niech się dzieje!

Pewna klientka salonu piękności dla psów wróciła oburzona, że zaproponowano jej wadliwy specyfik tzw. rozkołtuniający. Nasmarowała nim całego psa i mało co nie rozbiła sobie nosa na panelach podłogowych chodząc po własnym domu. Okazało się, że owa właścicielka pupila nałożyła na sierść psa sporą ilość preparatu i pozwoliła pupilowi beztrosko hasać po mieszkaniu. Sama zaś zajęła się domowa krzątaniną, zadowolona z siebie i pełna dumy z poczucia rzetelnie spełnionego obowiązku pielęgnacji sierści swego psa. Skutek kuracji był taki, że sierść psa rasy shih-tzu, mało że była skołtuniona, to jeszcze do tego tłusta od nadmiaru obficie zastosowanego mazidła. Nie nastąpił cud spektakularnego, samoistnego rozkołtunienia sfilcowanej sierści, co chyba nikogo nie dziwi. Pies wyglądem przypominał za to mokrego i  nieco zużytego mopa do czyszczenia podłogi.

Morał z tej historii jest prosty: sam preparat nie wystarczy. Niezbędne jest po jego zastosowaniu skrupulatne rozczesywanie ewentualnych sfilcowań, szczotką, lub grzebieniem odpowiednim dla rodzaju włosa. Praca trudna, ale za to jakie efekty!