Chiński "kotlet z psa" odchodzi do lamusa

Potrawy z psów nie cieszą się uznaniem wśród młodych Chińczyków. Chociaż przed pekińskimi restauracjami nadal można zobaczyć liczne klatki z psami, to dla wielu mieszkańców ta potrawa narodowa nie jest już powodem do dumy.

 

Źródło: Shutterstock

 Przeciętnemu Europejczykowi na myśl o psach w Azji przed oczami stają makabryczne sceny związane z przygotowaniem potraw z tych zwierząt. Wszystko jednak wskazuje, że z czasem ten, okrutny dla nas, zwyczaj kulinarny odejdzie do lamusa. Młode pokolenie Chińczyków coraz rzadziej patrzy na czworonogi z apetytem. Na razie jednak klatki z psami rzeźnymi nie znikają z Państwa Środka. Każdego roku do garnka trafia 10 milionów psów i prawie 4 miliony kotów.

Najlepszy przyjaciel w kociołku

Od lat nie ustają protesty obrońców praw zwierząt. Międzynarodowa opinia publiczna na potrawy z psów patrzy z niesmakiem. Niektóre psy czeka ratunek – wielu idealistów wykupuje je z transportów, tak jak u nas robi się to z końmi. Chińczyków to nie zraża. Dla nich potrawy z zwierząt, które w Europie uznawane są za pupili, są tak samo naturalne jak wykwintne podana wołowina w Polsce. Gou rou, czyli psie mięso, jest bowiem w Państwie Środka produktem z odrobinę wyższej półki. Ufundowanie kolacji z takim daniem jest potwierdzeniem statusu majątkowego i możliwością zaimponowania znajomym. Najpopularniejsze, mięso psów staje się zimą, gotowane w specjalnym pikantnym kociołku.

Zachodnią opinię jeszcze bardziej od psa na talerzu przeraża męka jaką zwierzę przechodzi zanim trafi na stół. Wśród miłośników takich potraw istnieje przekonanie, że smakują one najlepiej kiedy przed śmiercią pies jest tłuczony pałką. W tej praktyce nie chodzi o nic innego niż zwiększenie bólu i strachu zwierzęcia. Psy celowo zarzyna się na oczach pobratymców, aby maksymalnie podnieść poziom paniki i stresu. Chociaż brzmi to jak fantazje z brukowca, to jest to zwyczaj pochodzący z chińskiego folkloru i otwarcie o nim pisze na przykład wydawana przez rząd gazeta „China Daily”. W ten sposób w mięsie uzyskuje się większe stężenie adrenaliny, a takie danie ma dodawać jedzącemu siły. Czasami można także usłyszeć o odzieraniu żywcem zwierząt ze skóry. Biorąc pod uwagę, że w Państwie Środka znęcanie się nad zwierzętami nie jest karalne bardzo łatwo dać temu wiarę.

Pies na smyczy, a nie na talerzu

Mimo wszystko Chińczycy nie są głusi na sygnały z zachodu. Przed Olimpiadą w Pekinie władze wydały nakaz usunięcia z menu restauracji takich kłopotliwych dań. Na popularności potraw z psów i kotów odbijają się także przemiany kulturowe. Takie jedzenie najczęściej zamawiają osoby w średnim wieku. Wielu młodych Chińczyków z klasy średniej przejmuje zachodnią perspektywę i coraz trudniej pogodzić im obraz pupila i żywności. Za tym trendem podążają inne zjawiska: otwierane są sklepy zoologiczne i hodowle psów towarzyskich, a także, kliniki weterynaryjne, których zadaniem bynajmniej nie jest kontrola mięsa. Często też porusza się kwestie wprowadzenia ustawy o przeciwdziałaniu okrucieństwu wobec zwierząt, a nawet o zakazie produkcji takiego mięsa. Tym samym, odwiedzając Chiny coraz częściej będziemy widzieć psy na smyczy, a nie na talerzu.

Czy to zachodnia hipokryzja?

Takie zmiany oburzają tradycjonalistów. Jedni widzą w tym atak na chińską kulturę i tożsamość narodową, a inni zwracają uwagę na zachodni relatywizm – w końcu krowy i świnie także są przeznaczane na mięso. Z drugiej strony,  kojarzone z Chinami mięso naszych pupili wcale nie jest ekskluzywne dla Państwa Środka. Psina jest eksportowana z Chin do 17 krajów, w tym do Korei Południowej i Japonii. W 2008 roku Kraj Kwitnącej Wiśni sprowadził 5 ton mięsa psów i nieco ponad 4 tony wołowiny. Potrawy z psiny są znane także w Ameryce Południowej, a nawet w Europie. Zachwalali je na przykład starożytni Rzymianie, a jeszcze na początku XX wieku sprzedawano je w Belgii, Francji i w krajach germańskich. Niemcy dopiero w 1986 zakazały produkcji takiego mięsa. A jak to wygląda w Polsce? Chociaż stanowi to tabu pokarmowe, to zgodnie z tradycją tłuszcz psów ma właściwości zdrowotne. W 2009 świat obiegła wiadomość o parze spod Częstochowy, która została oskarżona o zarzynanie psów w celu produkcji takiego leczniczego „smalcu”.