Babciu, mam kota ... cz. XI

Źródło: Redakcja

A ty jesteś jednym z nich.- dodał Bąbel z przekąsem.

-Może jeszcze nie teraz dane ci będzie ocenianie, kim ja jestem, ale wkrótce pozyskasz potrzebne do tego informacje. Cierpliwości.

-Zaraz, zaraz.- Marcel rozejrzał się –Koty nie byłyby w stanie … Chwila!- zastanowił się –Boskość kotów … , bóstwa …- spojrzał na Cezara –Wy …- podrapał się po głowie i poprawił się –Ty przecież … jesteś czczony.

Cezar popatrzył na Marcela z łaskawością.

-Ciekawe jak to się stało?- pokiwał głową patrząc na zgromadzone wokół bogactwa. Chłopiec zaczynał coś rozumieć, ale jeszcze nie bardzo potrafił to pojąć.

-Skąd jesteście?- spytał nagle ze zdecydowaniem.

-Właściwie to stąd.- odpowiedział kot -Nie trzeba było wiele trudu, żeby zapanować nad człowiekiem i przekonać go, że to on jest boski. Czasami nawet wierzyli, że posiadają magiczne moce.- kiwnął głową -My im władzę, oni nam luksusy.

-No, w moich czasach już niewielu z was ma takie luksusy.

-Bo nie wszystkie są …- Cezar przerwał nagle, jakby zauważył, że chciał powiedzieć za dużo –Nie wszystkie ciągną główną linię. Zatraciły zdolności i potrafią tylko miauczeć, ale pełnią równie ważne funkcje.

-W sumie to …- machnął ręką -chyba wszyscy o tym wiedzą, ale o tym nie mówią. Ja nie mam kota, moja ciotka ma i … oboje są jacyś … dziwni. Tak jak ten kot na mnie patrzy …- pokręcił głową –On patrzy tak, jakby wiedział o mnie wszystko, a nawet więcej niż ja sam o sobie.

-Jakbyś go nazwał?- Cezar przymrużył jedno oko.

-Obser …- Marcin aż się zdziwił, że to słowo wydało mu się całkiem oczywiste i już powoli dokończył patrząc uważnie na kota –wator.

-No cóż,- Cezar zeskoczył z poduchy, stanął obok Marcela, otarł mu się o nogi jak zwykły kot, wrócił na swoje miejsce i dokończył –teraz to i ja wiem o tobie wszystko, wiem jaki jesteś.

-Jak to?- zdziwił się Marcel –Wystarczy tylko …?

-Tak. Ale nie przejmuj się, informacje o was zachowujemy dla siebie.- kot przeciągnął się, popatrzył na bliźniaków i spokojnie powiedział –Pozamykajcie te paszcze, bo wam muchy powpadają.

Bliźniacy stali w osłupieniu i gdy kot zwrócił się do nich, natychmiast upadli przed nim na twarz.

Kot spojrzał na Marcela i powiedział –Sam widzisz. Czy ktoś im karze?

-Hej, chłopaki,- Marcel pokręcił głową –przestańcie tak tłuc głowami o podłogę, bo wam się coś obluzuje pod sufitem.

-A teraz- kot spojrzał wyczekująco na chłopca –chcę wiedzieć, czy zwiedzamy to miejsce, czy przenosimy się … trochę dalej.

-Nie, nie!- Marcel podniósł rękę w obronnym geście –Wystarczy już taka odległość. Możesz nas oprowadzić po tym miejscu i zaraz będziemy się zbierać do …- Marcel przerwał i z podejrzliwością spytał –Trochę dalej? Znaczy jak daleko?

-Podać w tysiącach czy milionach?- spytał kot niewinnie.

Marcel zastanowił się –Lepiej nie podawaj wcale, zostajemy tutaj. Chciałbym tylko wiedzieć, jak to – palcem wskazał podłogę –miejsce się nazywa.

-Prada.

-Nie słyszałem o … Pradzie.

-W tym wymiarze Prada, w twoim wymiarze Giza.

-Ty, Cezar!- Bąbel wziął się pod boki –A kto ci pozwolił przerzucać nas do innych wymiarów?

-A czy ty pytałeś mnie o pozwolenie na przenoszenie w czasie?

-To …, to był wypadek.- Bąbel rozłożył rączki.

-Przypomnij sobie, kto się tu najchętniej pchał.- syknął zniecierpliwiony kot.

-No to …- Bąbel zerknął na Marcela –skoro już tu jesteśmy, to chociaż zaproponuj coś ciekawego.

-Nic innego nie zamierzam.- kot zeskoczył z podestu –Tu zostawiamy wszystkie rzeczy, tam nie będą potrzebne.- podszedł do ściany, na której widniał sporych rozmiarów wizerunek słońca i powoli przytknął pochyloną głowę do niewielkiego wgłębienia. Potężny snop światła oślepił stojących za nim chłopców, nie oszczędził też Bąbla. Po dłuższej chwili odzyskali zdolność normalnego widzenia i dopiero teraz zostali zadziwieni. Takiego widoku nawet Marcel się nie spodziewał, znajdowali się na szczycie ogromnych schodów, a raczej budowli, która miała zdecydowanie za dużo schodów. Była niczym wykuta w skale, a teren, na który rozciągał się widok, był otoczony skalnymi, pionowymi ścianami, niczym olbrzymi kanion. Nie było widać końca tej równiny, ale za to z góry rozciągał się niesamowity widok. U podnóża schodów było wejście do labiryntu, tylko, że nawet niewiadomo na ile kilometrów w dal się rozciągał. Nie było widać jego końca, a w niektórych miejscach nawet jego dna. Nie było tu ciemno, ale i też nie było widać nad głowami nieba, zaś światło pochodziło z górnych krawędzi murów labiryntu skalnych ścian otaczających to miejsce.

-Jjja cię kręcę!- jęknął Bąbel –Ale jazda! Ale zakamarów! Patrz!- wylatując zza pleców Marcela potrącił jego ucho –Tam są jakieś kule i się kulają …!

-Turlają.- poprawił go chłopiec.

-A tam jest woda! A tam coś się rusza! A tam … coś pyka.

-Wygląda jak mały wulkan.- przyjrzał się Marcel.

-A tam coś błyska! A tam …O rany! Chodź, zobaczymy z bliska, co tam się dzieje!

Bąbel już chciał polecieć w dół gdy Marcel złapał go za futerko i przytrzymał.

-A ty dokąd? Przyszliśmy, popatrzyliśmy, podziwialiśmy i zaraz spadamy. Pamiętasz jaka była umowa? Odwrót we właściwym czasie.

Kot spojrzał na niego filuternie i powiedział –Zgadza się, jak przejdziecie Wielki Labirynt. Na jego drugim końcu jest wyjście.

-Słucham?- przeraził się chłopiec.

-Cały czas słyszę o wyjściu, więc właśnie ci wskazuję drogę do niego.

-Nie, nie.- Marcel pomachał palcem –To nie miało być tak! Ja nie zgadzam się na coś takiego! Ja nie …

-Nie chcesz stąd wyjść?- kot udał ogromne zdziwienie.

-Nie. To znaczy, tak. To znaczy …- Marcel przeczesał czuprynę palcami –Chciałbym wyjść normalnie, przez drzwi. No, w ostateczności przez wyjście, ale nie mam ochoty przedzierać się przez … jakieś niebezpieczeństwa.

-A skąd wiesz, że tam jest niebezpiecznie?- spytał kot.

-Bo wiem. Wiem, że będą tam krokodyle, pająki, żmije, padalce i różne inne paskudztwa. Ja się w takie coś nie bawię.

Cezar przymknął oczy i ze spokojem powiedział –Cicho! Bo usłyszą i wpuszczą ci jakieś robactwo dla urozmaicenia zabawy.

-Kto? Jacy „oni”?

-Przyjrzyj się.- kot pyszczkiem wskazał wszystko dookoła –To żyje.

-Co żyje?- Marcel zaczął się rozglądać i dopiero teraz dostrzegł, że wszędzie znajdują się jakieś stworzenia.

Kot widząc przerażenie w oczach chłopca pospieszył z wyjaśnieniem –To wszystko z sobą współgra. Dopóki nie zostanie zachwiana równowaga, nie stanie jeden przeciwko drugiemu.

-Czy każde z tych zwierząt … mówi? Rozumie po ludzku?

-W każdym razie jest szansa na porozumienie. Wystarczy użyć swojej wyobraźni.

-Świetnie.- Marcel wzruszył ramionami -Co mi tam. Chodź Bąbel, mamy do przejścia tylko ze sto kilometrów labirynciku. Mykniemy raz dwa i … hopsia do wyjścia. Bułka z masłem.

-Na pewno ci się spodoba.- powiedział Cezar i zszedł z pierwszego stopnia.