Babciu, mam kota ... cz. X

Źródło: Redakcja

Bliźniaki widząc to postawili lektykę i upadli na twarz przed kotem. Przez chwilę panowała cisza, Marcel zaniemówił, nie wiedział, co ma o tym myśleć. Bąbel schował się za niego i trwożnie wyglądał jednym okiem sprawdzając, czy kot nie ponowi ataku.

Wreszcie Marcel odzyskał głos –Ty, coś ty za jeden?

Kot przymknął oczy, dumnie uniósł pyszczek i odpowiedział wyniośle –Jam jest Cezar.

-To już wiemy.- Marcel przeczesał ręką czuprynę i wziął się pod boki –Ale ty nie jesteś … normalny.

-Oj.- stęknął Bąbel –Nie drażnij go, proszę.

-Jestem …- kot jeszcze przez chwilę zastanawiał się, czy to powiedzieć –obserwatorem.

-No to jeszcze jedno pytanie : jesteś sztuczny czy prawdziwy?

-To pytanie uwłacza mojej godności. Jeśli chcecie stąd wyjść, to lepiej zacznij myśleć o tym, co w tej chwili jest dla ciebie ważne. Za długo stoicie w jednym miejscu, zaraz …

W tym momencie, za ich plecami, z głębi korytarza usłyszeli nieprzyjemny zgrzyt.

-Teraz posłuchajcie.- odezwał się kot rzeczowym tonem –Musicie się skupić i podejmować właściwe decyzje. Trochę przeczucia, trochę logiki i jazda. Nie ma czasu na kłótnie, bo gdy pozwolicie, żeby ktoś wam pomógł … nie wyjdziecie. Pamiętajcie, musicie kierować się własnym rozumem. Instynkt może pomóc, ale za to oczy mogą zmylić. Jednak strach może okazać się waszym sprzymierzeńcem. Więcej nic nie mogę już zrobić i tak za dużo wam już powiedziałemiau.- kot dziwnie potrząsnął głową i przeraźliwie miauknął.

-Co ci się stało?- zaniepokoił się Marcel –Ugryzłeś się w język?

Ale kot nie odpowiedział, jedynie patrzył na niego wyczekująco.

Jednostajny, do tej pory cichy zgrzyt, zaczął nieznacznie przybliżać się.

Marcel obejrzał się, ale, że „oświetlenie” korytarza było na niedużej przestrzeni, nie mógł nic dostrzec. Odwrócił się do kota i spytał –Powiedz, w którą stronę iść.

-Miau.

-Dlaczego miauczysz, zapomniałeś jak się mówi?

-Miau.

-Ale numer!- Bąbel odezwał się zza jego pleców –On chyba po prostu stracił mowę.

-W takiej chwili?- Marcin rozłożył ręce.

-Wiesz co?- Bąbel usiadł mu na ramieniu –Ty wybieraj, którędy mamy iść, bo to, co jest za nami, to mi się nie podoba. I się przybliża.

-No to wybieramy na logikę,- Marcel złapał się za głowę –na rozum. Myślimy! Wszyscy! Hej, bliźniaki! Wy też przecież macie mózgownice! Pomóżcie!

-Ala jak?- spytał Barcik.

-Który korytarz wybrać?

-No, ten z tyłu odpada.

-Nigdy bym na to nie wpadł!- odpowiedział Marcel zgryźliwie.

Zgrzyt był coraz bliżej, a najgorsze było to, że nie wiedzieli, co go wywołuje.

-Bąbel!- Marcel nie był w stanie wymyślić żadnego sensownego argumentu, dzięki któremu dokonałby wyboru –Który korytarz ci się podoba?

-Wszystkie!- odpowiedział Bąbel radośnie.

-Wybierz jeden!

-Nie mogę!

-A żeby cię gęś kopnęła!- krzyknął Marcel, zamknął oczy, wystawił prosto przed siebie rękę i zakręcił się parę razy wokół własnej osi –Będzie na chybił trafił!

Zatrzymał się po trzecim obrocie, otworzył oczy i okazało się, że wybrał środkowy korytarz.

-Idziemy!- krzyknął i pomagając bliźniakom pozbierać pakunki wepchnął ich razem z lektyką w wybrany korytarz. Hałas nagle ustał.

Natychmiast zatrzymali się, oglądając za siebie.

-No, tym razem wam się upiekło. Fuksem.- stwierdził Cezar z wyższością.

-A jednak umiesz mówić.- stwierdził Marcel ocierając pot z czoła.

-Rzekłbym raczej, że „mogę znów”.- uniósł dumnie pyszczek i dodał –Więcej na oszczerstwa nie odpowiem.

-Dobra, ustalmy.- Marcel wziął się pod boki –Ty nie możesz nam podpowiadać, my mamy sami decydować, jak dalej ma przebiegać nasza droga. Tak?

-Dokładnie, tak.- Cezar przytaknął łaskawie –Poproszę mleko.

Barcik usłużnie nalał mleka do miseczki i postawił ją przed kotem, Musieli spokojnie poczekać, aż ostatnia kropelka zostanie usunięta z pojemnika. Cezar oblizał wąsy i już całkiem normalnie powiedział.

-Tego mi brakowało.- spojrzał na Bąbla i zmrużył oczy –Ty, puszysty! Możesz sunąć przodem, na razie nie będzie mi to przeszkadzać.

-Ty nie bądź taki hop do przodu!- obruszył się Bąbel –Ja się z tobą nie zadaję, ty mnie chciałeś ustrzelić. Naruszyłeś nietykalność mojej czuprynki.- prychnął z pogardą –Masz szczęście, że ja nie strzelam oczami.- a sobie pod nosem dodał –Na razie.

-Panowie,- zaprotestował Marcel –Trochę więcej powagi. Wleźliśmy o wiele za głęboko i teraz trzeba się stąd wydostać. Jesteśmy skazani na współpracę. Proszę, idziemy do przodu, bo zaraz coś z tyłu będzie nas straszyć.

-Jestem za.- mruknął Cezar.

Ruszyli do przodu, ale Bąbel wcale nie próbował wyprzedzić „czoła peletonu”, trzymał się blisko Marcela.

-Ty wiesz,- podleciał blisko ucha chłopca –nie podoba mi się to kocisko. Gada, szefuje, czaruje i jak na razie żadnego pożytku z niego nie ma. Ale nie przejmuj się, ja go obserwuję. Zauważyłem coś … dziwnego. On nie jest normalny, znaczy chciałem powiedzieć, on nie jest … kotem.

-Co ty opowiadasz?- zdziwił się Marcel.

-Kiedy to zauważyłeś?- spytał Cezar nie wyglądając z lektyki.

Bąbla aż zatkało, mówił przecież tak cicho, że ledwo sam siebie słyszał. Podleciał przed nos Marcela i rozkładając rączki powiedział –Widzisz?

-Stańcie!- kot wydał polecenie, a gdy bracia postawili lektykę, wysiadł z niej, wskoczył na jej daszek i powiedział –Bystry jesteś. Jak się zorientowałeś?

Bąbel schował się za Marcelem i stamtąd odkrzyknął –Ty jesteś nienormalny!

-Akurat w swoim rodzaju jestem normalny.- Cezar odpowiedział ze spokojem –A czy wielu jest takich jak ty?

Po dłuższej chwili Bąbel spytał Marcela –Ilu mnie jest?

-Jesteś jedyny. Oczywiście w swoim rodzaju.

-Sam widzisz.- kot przymrużył jedno oko –Czy mógłbym o tobie też powiedzieć „nienormalny”?

-Ty lepiej powiedz, kim tak naprawdę jesteś!- odezwał się zadziornie Bąbel.

-A do czego ci to potrzebne? Obaj jesteśmy nietypowi i na tym koniec.- zeskoczył z lektyki, zajął swoje miejsce i pozwolił bliźniakom iść dalej.

Zdążyli zrobić kilkanaście kroków, gdy jeden z bliźniaków nadepnął na coś, co zapadło się pod jego nogą. W mgnieniu oka, z przodu i z tyłu opadły kamienne przegrody i podłoga pod nimi, jak platforma, uniosła ich do góry niczym w szybie windy. Po kilku sekundach znaleźli się w jasno oświetlonej, okrągłej komnacie.

Zgromadzone były tu nieprzeliczone skarby, wypełniały ją „po brzegi”, a rozbłyski odbitego blasku ognia z pochodni tańczyły refleksami po całej przestrzeni pomieszczenia. Wyglądało to na miejsce składania darów. Znajdowały się tu misy wypełnione złotymi monetami, ozdoby z drogich kamieni, dzbany wypełnione po brzegi przepięknymi, mieniącymi się naszyjnikami, złote figurki, złote łańcuchy, złote… ściany. Znaleźć można było tu także wiele innych, nawet nieznanego przeznaczenia, drogocennych bibelotów. Wszystkie te kosztowności znajdowały się w tym jednym miejscu, a wiele z nich było po prostu niedbale rzuconych jedne na drugie.

Oszołomieni przepychem komnaty stali i w zachwycie rozglądali się wokół, próbując wszystkiemu się przyjrzeć.

Kot natychmiast wyskoczył z lektyki i zajął miejsce na złotym podeście znajdującym się w centralnym punkcie pomieszczenia, gdzie leżała purpurowa poduszka obszyta złotym sznurem. Gdy tylko usiadł na niej, wokół podestu zapłonął ogień. Był niewysoki, ale Marcel, widząc teraz Cezara w takiej scenerii, poczuł się jakoś bardzo nieswojo.

-No dobrze Cezarze,- Marcel wziął się pod boki –co chciałeś przez to powiedzieć?

-Że witam was w Domu Bogów.