Babciu, mam kota ... cz. VIII

Źródło: Redakcja

Schody poniżej były nieco szersze, schodziło się więc wygodnie i nie było ciemno. Gdzieś w głębi świeciły dwa punkciki, umieszczone w taki sposób, że każdy stopień był dokładnie widoczny. Gdy zeszli już na sporą głębokość, Marcelowi zjeżyły się włosy ze strachu, wejście zaczęło się zamykać i po chwili z głuchym stęknięciem odwrót został odcięty.

-Zaraz, chwila, spokój! Cezarze! Jak my teraz stąd wyjdziemy? Jest jakiś otwieracz tej strony?

-Nie.

-Jak to?

-To jest wejście, tędy się nie wychodzi.- odpowiedział kot ze spokojem.

-Więc którędy się wychodzi?

Zobaczymy.

Marcela zatkało. Obejrzał się za siebie, a że i tak już nie można było wyjść rozłożył ręce i pod nosem mruknął –Dobrze, zobaczę.- a po chwili dodał –Mam nadzieję, że zobaczę.

Bąbel latał od kota do Marcela i z powrotem, i zdawał relacje.

-Dużo schodów, nie widzę końca. Jeszcze sporo schodów. Jeszcze trochę schodów i widzę podłogę. Podłoga się zbliża, jest coraz bliżej.

Wreszcie wszyscy stanęli na równym, kot zajął miejsce w lektyce i powiedział.

-Teraz będziemy iść za prowadzącym światłem.

Istotnie, na suficie korytarza pojawiła się rysa, w której znajdowało się coś, co emitowało słabe światło niczym fosfor. Ruszyli przed siebie, a rysa nad ich głowami świeciła nieco mocniejszym światłem niż przed i za nimi.

Marcel miał wrażenie, że w jakiś sposób są obserwowani. A najgorsze było to, że nie miał pojęcia, kto to mógł być.

-Cezarze, wydaje mi się, że ty już tu kiedyś byłeś.

-Tak.

-No to może coś opowiesz na temat zwiedzanego obiektu. Co to za korytarz? Jak długo będziemy w takiej ciemnicy? Czy tylko się nim przejdziemy i na końcu wyjdziemy? Czy pokarzesz nam coś nietypowego, dziwnego, czy może nawet … strasznego?

-Wszystko w swoim czasie. Na razie …- niespodziewanie poczuli silny podmuch wiatru. –musimy dojść do Komnaty Początkowej.

-Co to było?- zaniepokoił się Marcel.

-Możesz to przyjąć jako sprawdzenie naszych zamiarów, a, że żyjemy, nie uznali nas, przynajmniej na razie, za wrogów i pozwolili iść dalej.

Marcel poczuł się trochę nieswojo. –Kto uznał?

-Coś ty taki niecierpliwy? Przecież chciałeś rozwiązywać zagadki, odkrywać tajemnice. Co by to było, gdybym ja ci o wszystkim opowiedział?

-A mogłeś?

-Pewno, że tak. Ale …- kot spojrzał na Marcela –wtedy byś tu nie wszedł.

Chłopca nieco zaniepokoiło zachowanie kota. –Bąbel!- odszukał wzrokiem latającą, kudłatą kulkę –Może jednak wyjdziemy na świeże powietrze?

-Poczekaj!- z wyrzutem odpowiedział Bąbel –Dopiero weszliśmy. Przecież obiecałem, że jak coś złego zacznie się dziać, to smyrgniemy stąd.

-Stąd już nie.- odpowiedział tajemniczo kot. –Przeszliśmy przez Pierwszą Bramę, tutaj wszystko działa już zupełnie inaczej.

Marcelowi ciarki przeszły po plecach.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-Tylko tyle, że zostałeś zaakceptowany jako gość i twoja chęć wyjścia mogłaby być źle odebrana.

-Zaraz, zaraz! Kto mnie zaakceptował?

-Nie powiem, bo i tak nie uwierzysz. Powiem co innego,- kot zmienił ton i już całkiem normalnie dokończył. –na razie nie musisz się bać.

Marcel zrozumiał, że i tak cokolwiek by zrobił, na tą chwilę nie było już odwrotu. Spojrzał na kota i z wyrzutem powiedział.

-Coś długi ten korytarz. Liczysz na to, że zaśniemy?

-Cierpliwości.- odpowiedział kot z ciężkim westchnieniem.

Chwilę poruszali się w milczeniu, gdy nagle jeden z bliźniaków, idący z tyłu, lekko się zachwiał i zwolnił.

Idący przodem obejrzał się.

-Barcik, co ci ?

Lektyka stanęła na ziemi i kot wyszedł z niej z groźna miną.

-Co masz przy sobie?

Nie wiadomo, czy chłopak usiadł, bo zrobiło mu się słabo, czy też z wrażenia, bo zrozumiał co kot do niego powiedział.

-Jaaa…- padł na twarz przed kotem –Panie, ja nie chciałem twego gniewu.

-Opróżnij kieszenie, bo zostaniesz tu na zawsze.

Barcik, trzęsącymi się rękoma wyciągając zawartość kieszeni powywlekał je na zewnątrz. Okazało się, że wśród skarbów znalazł się nóż i maleńki flakonik.

-Na co ci to?

-Panie, chciałem cię bronić.

-Łżesz! Tutaj to najwyżej ja będę bronił was. I to wy jesteście pod moją opieką, a nie ja pod waszą.- uniósł dumnie pyszczek –Nic więcej nie masz?

-Nie panie.

-Jeśli coś ukrywasz, to i tak dalej nie pójdziesz.

Barcik wyjął jeszcze drugi nóż schowany w nogawce, a Kubik położył przed Cezarem parę swoich „drobiazgów”.

-Oni cię rozumieją.- stwierdził Marcel.

-Już ci mówiłem, tutaj wszystko dzieje się inaczej.

-Ale…- Marcel podrapał się za uchem i spytał ze sztucznym uśmiechem –jeszcze jesteśmy na ziemi?

Kot popatrzył na chłopca, z powrotem zajął miejsce w lektyce i odpowiedział niczym od niechcenia.

-Można to tak ująć.