Zwierzęta to nie dzieci - dlaczego je z nich robimy?

Wielu właścicieli zwierząt mówi na siebie „mamusia” lub „tatuś”. Tym samym tworzy się dziwna relacja – pies staje się dzieckiem. Tak jest nazywany, tak też jest traktowany. Coś tu się jednak chyba nie zgadza…

Źródło: Fot. pexels.com

Świat pełen wyborów

Współczesny świat dał nam możliwość podejmowania wielu wyborów i samookreślenia się. Nie chcesz mieć dziecka? W porządku. Czujesz potrzebę posiadania zwierzaka? Genialnie. Dlaczego jednak tak często funkcje opiekuna futrzaków mylone są z pozycją rodzica? Nad sprawą szerzej zastanawia się w swoim felietonie M.A. Wallace:

„Mam dwójkę dzieci i kiedy spotykam człowieka ze zwierzakiem, który porównuje swoje doświadczenie do mojego, nie wiem jak zareagować. Powinnam być w stanie powiedzieć: „Proszę nie porównuj swojego pupila do mojego dziecka” - coś jednak mnie zatrzymuje. Współcześnie, naleganie na różnicowanie tego, wydaje się być niegrzeczne” – czytamy.

Inne rzeczywistości

Jak najbardziej jestem sobie w stanie wyobrazić takie sytuacje. Warto więc pamiętać o wspomnianych przez Wallace różnicach. Przede wszystkim, twoje zwierzę ma już matkę. Jest nią inny pies, który zapewne gdyby mógł w naturalnych warunkach zająć się swoim potomstwem, nauczyłby go tego, co w świecie zwierząt najważniejsze – jak znaleźć pokarm, jak przetrwać, jakim innym stworzeniom ufać. Ty zaś, uczysz swojego psiaka, jak reagować na świat ludzi i jak ma się on w nim odnaleźć.

Po co, dlaczego?

Czytamy niezwykle ciekawe w tym kontekście zdanie: „Pojawia się paradoks w samym sednie posiadania zwierząt: kochamy je, ponieważ nie są istotami ludzkimi, a następnie żyjemy z nimi traktując, jak ludzi”. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Zachwycają nas przecież przebrane na Halloween psiaki, huczne świętowanie ich urodzin w towarzystwie tortu i świeczek, czy też spędzane przez czworonogi wakacje nad basenem z drinkiem w łapie.

Jak tłumaczy to autorka felietonu? Jednym z argumentów jest fakt, że tak naprawdę nie chcemy i nie potrzebujemy tego, co jest w psach zwierzęce – swego rodzaju wolności i dzikości. Chcemy za to, by były takie jak my, ale bardziej przewidywalne. Żeby były czymś, co możemy kontrolować i nigdy nas nie zawiedzie. No tak, w końcu zawsze możemy liczyć na radość psiaka po naszym powrocie do domu. Jego miłość i reakcje raczej się nie zmienią. I co najważniejsze, nigdy nas nie opuści.

Zwierzak to nie dziecko

Tutaj pojawia się ważna kwestia – jak się to wszystko ma do rodzicielstwa? Wychowanie dziecka wiąże się bowiem z przygotowaniem go do przyszłego samodzielnego życia i wizją tego, że opuści gniazdo. Co więcej, jest wolną i decydującą o sobie, swoich emocjach, zachowaniach jednostką. Dziecko nie jest dla rodzica do końca przewidywalne, jak to podkreśla Wallace.

„Kiedy miałam zwierzaka, lubiłam w nim najbardziej to, co różniło go od ludzi, a nie podobieństwa” – czytamy w felietonie „The Cut”. Faktycznie jest to zjawisko coraz częściej pojawiające się w otaczającym nas świecie. Jednak miłość do zwierząt i opieka nad nimi, nigdy nie będą porównywalne do doświadczenia bycia rodzicem. Przedstawiona tu perspektywa jest niezwykle ciekawa i porusza rzadko zauważane wątki. Jakie są twoje przemyślenia w tej kwestii?

Źródło: „The Cut”