Zawsze pełna miska

Sypiesz, ile się zmieści, i gotowe. Jakie to wygodne! Czy to miska kota, czy psa, zwierzę w dowolnej chwili może napełnić brzuszek, a ty nie musisz już o niczym pamiętać. Ale czy nieograniczony dostęp do karmy jest naprawdę dla wszystkich dobrym rozwiązaniem?

Źródło: Shutterstock

Masz tak wiele na głowie, że każde, nawet najdrobniejsze ułatwienie, przynosi ci sporą ulgę. Weźmy na przykład genialny wynalazek gotowej karmy dla domowych pupili. Koniec z samodzielnym kucharzeniem, zastanawianiem się, czy w posiłku jest wszystko, czego zwierzęciu potrzeba, koniec z zamartwianiem się, że jak poleży w misce dłużej, to się zepsuje (sucha karma może leżeć naprawdę dłuuugo!). Przykre obowiązki związane ze zwierzakiem w domu ograniczasz do minimum i możesz czerpać z jego towarzystwa same korzyści. Przyjemność ponad wszystko. Z gotową i zawsze dostępną karmą trzeba jednak uważać, bo to, co wygodne dla ciebie, niekoniecznie będzie dobre dla ukochanego psa czy kota.

Karmienie zwierząt systemem „sypię do pełna i uzupełniam, gdy ubywa” to pozbawienie się kontroli nad tym, ile właściwie czworonóg zjada i pierwszy krok do zafundowania pupilom dodatkowych kilogramów oraz bezpośrednio i pośrednio związanych z nadwagą przewlekłych chorób. A przecież nie o to troskliwym opiekunom chodzi. Oczywiście, bywają zwierzaki, które nie rzucają się na każdą porcję jedzenia i sucha karma może sobie stać w misce godzinami, ale to raczej wyjątki niż reguła. Jedzeniowymi zachowaniami zwierząt rządzą geny i nie ma co z tym dyskutować.

Pies je łapczywie, szybko i niechlujnie. Byle napełnić żołądek, byle wymieść wszystko z miski, byle wylizać ją do dna. Psi przodkowie żywili się odpadkami i nigdy nie wiedzieli, kiedy będzie następna okazja do uczty. Jedli więc tyle, ile było dostępne, nie zastanawiając się, czy już głód zaspokoili, czy jeszcze niezupełnie. Dzisiejsze udomowione psy, tak jak ich praojcowie, nie znają umiaru i podobnie jak one nie potrafią się pohamować. A skoro miska nigdy nie jest pusta, nigdy nie przestają jeść. Zadaniem mądrego opiekuna jest więc wyznaczenie granicy, bo przekarmianie nie prowadzi do niczego dobrego.

Z kotem sprawa wygląda nieco inaczej, choć efekt jest ten sam. Kot, jak wiadomo, jest drapieżnikiem. W naturze poluje na ofiarę, a gdy nie poluje- śpi, kumulując energię na wyczerpujące chwile kolejnych łowów. Tak żył i żyje kot dziki, taki genetyczny zapis otrzymał w spadku też kot udomowiony. Z tym, że odziedziczone w spadku zwyczaje nijak mają się do trybu życia współczesnego kanapowca. Wypełniona po brzegi miska wyklucza konieczność polowania, brak ruchu sprawia, że nie ma jak spalić dostarczanych wraz z karmą kalorii. A instynkt łowiecki pozostaje niezaspokojony. Tu też jest pole do popisu dla człowieka.

Zmianę systemu karmienia warto zacząć od konsultacji z weterynarzem. Dzienna ilość karmy zależy od wielu czynników – rasy, wagi, wieku, trybu życia. Inaczej powinno jeść szczenię, inaczej senior, inaczej matka karmiąca lub zwierzę pracujące. Znaczenie ma i pora roku, i stan zdrowia pupila. Lekarz weterynarii pomoże się w tym wszystkim zorientować i dobrać odpowiednią do aktualnych potrzeb karmę. Instrukcja na opakowaniu jest tylko orientacyjną wskazówką, którą zawsze trzeba dostosować do konkretnego osobnika. Odpowiednio dobrana karma to nie wszystko, ważne jest, żeby posiłki były podawane regularnie. Mniejsze porcje, pojawiające się w misce o stałych porach sprawią, że pies nie będzie najadał się „na zapas”, a kot zje tyle, ile zdoła bez specjalnego wysiłku spalić. Pamiętaj, żeby precyzyjnie odmierzać wyznaczone ilości! Przy maleńkim kocim żołądku pół garści robi sporą różnicę. Jeśli nie możesz pozwolić sobie na karmienie kilka razy dziennie (bo np. długo pracujesz lub bywasz w domu o nieregularnych porach), dobową rację wsyp do food – puzzle, podajnika – zabawki. Wydostanie karmy nie tylko zajmie zwierzęciu sporo czasu, zapewni też dodatkową rozrywkę i porcję ruchu. To wyjdzie mu na zdrowie.