Zaczęło się od wyżłów

Dobrze wyszkolony pies myśliwski jeszcze ponad 100 lat temu był wyznacznikiem prawdziwego luksusu. Reagujący na komendy wyżeł był na pańskim polowaniu niczym skarb. A potem przyszła rewolucja przemysłowa i nagle każdy mógł polować i każdy chciał mieć wytresowanego psa. Wtedy to na potęgę zaczęły się mnożyć szkoły tresury i teorie, jak psa najlepiej wychować. A zaczęło się od wyszkolonego wyżła...

Wyżły do dziś są świetnymi psimi sportowcami. Wyżły do dziś są świetnymi psimi sportowcami. Źródło: fot. Katarzyna Piotrowska

Przez lata pogoń za zwierzyną po lasach czy strzelanie do kaczek było luksusem najbogatszych. Kosztowne fuzje, eleganckie psy, konie, powozy... Wszystko to powodowało ukłucia zazdrości biedniejszych obserwatorów.

Dopiero udoskonalenie strzelby zdemokratyzowało polowanie. Tańsza i skuteczniejsza broń stała się dostępna dla bogacącego się XIX wiecznego mieszczaństwa oraz rzemieślników. Pozostała do rozstrzygnięcia kwestia psa. Zamożni myśliwi – zwłaszcza w Anglii – trzymali w swoich psiarniach wyspecjalizowane gatunki: wyżły do szukania i wystawiania; retrievery do aportowania; spaniele do wypędzania ptactwa z gęstwiny, foxteriery do duszenia tchórzy, kotów i szczurów, jamniki do bobrowania w norach; gończe do polowań par force.

Praktyczni Niemcy postanowili  stworzyć myśliwskiego psa uniwersalnego. Takiego, który raz ma wystawiać ptactwo po cichutku, innym razem rozpędzać je głosem; na obławie ma siedzieć nieruchomo przy nodze i nawet głowy nie obracać ku przebiegającym lub koziołkującym zającom, ale postrzelonego – na rozkaz pana – gonić i aportować; ptaki powinien podawać niedoduszone i lekko, lisa lub kota powinien doduszać i martwego przynieść; kozła postrzelonego powinien dodusić, a jelenia nie wolno mu dotknąć i może stanowić go tylko szczekaniem; jastrzębie i sowy zbarczone powinien dodusić i aportować, choć czuje wstręt do nich wrodzony i obawia się ich szponów. W tych warunkach pies, mimo swej inteligencji, nie był w stanie zorientować się, co, kiedy i dlaczego ma robić. Jego rozum i instynkty musiały zostać zastąpione przez ślepe posłuszeństwo rozkazom pana. Na komendę pies miał stawać lub gonić, milczeć lub szczekać, przypatrywać się obojętnie lub mordować.

Najlepiej do tego celu nadawał się wyżeł. Jak pisał Konrad Machczyński: – „Wyżeł na polowaniu, to najwierniejszy sługa, niezbędny i gorliwy pomocnik, miły towarzysz i szczery, bezinteresowny przyjaciel. Myśliwy w polu, bez wyżła, gra tylko w ciuciu-babkę, trudzi się całymi godzinami daremnie, szuka i maca, jak ten, komu oczy zawiąż i najczęściej znużony, zniechęcony i znudzony powraca z niczem do domu. Przy wyżle spada mu z oczów zasłona, przez niego i za pomocą jego wybornych zmysłów myśliwy widzi, słyszy, oryentyje się i czuje; pies staje się jego przewodnikiem, doradcą, pracuje za niego, objaśnia go, ostrzega, wyręcza tam, gdzieby człowiek sam sobie nie mógł poradzić, i oddaje mu najrozmaitsze, nieraz bardzo ważne przysługi. (…) Żeby jednak wyżeł mógł posiadać te wszystkie zalety, powinien być rasowy, z dobrego gniazda  i umiejętnie ułożony”.

Niemieckim ideałem psa myśliwskiego stał się bezwolny automat przypominający maszynkę do robienia papierosów, co osiągano długą i barbarzyńską tresurą. Według tej metody tresura zaczynała się od trzymania wyżła na łańcuchu, samotnie i prawie w ciemności, zaś posłuszeństwo wdrażano mu za pomocą tak zwanej pętlicy, narzędzia istnej tortury, które robiło mu niegojącą się ranę na karku. Nauczyciel niemiecki bił psa za byle co, za najmniejsze nieposłuszeństwo lub tylko lekkomyślność, właściwą młodemu wyżełkowi, bił go nawet przy nauce aportowania, męczył otwierając mu pysk siłą, kładąc mu w niego twarde przedmioty i zmuszając go postrachem, by je brał, trzymał i nosił.

1 2