Środki tresurowe, które przeszły do historii

Sto lat temu o psychologii zwierząt zaczynano dopiero nieśmiało przebąkiwać. Dla myśliwego ważna była skuteczność nauki. Chciał przed sezonem łowieckim mieć użytecznego pomocnika.

Źródło: Łowiec Polski 1907 Nr 10

Jedni myśliwi swoje pieski układali sami, inni oddawali do zakładów tresury, zaś  ci „niedzielni” po prostu kupowali wyżła przed sezonem, by po sezonie się go pozbyć. Zakład tresury pod Wrocławiem zapewniał, że po 6 miesiącach nauki „dostawia  tylko dobrze i dokładnie wytresowane psy.” (Ziemianin, nr 23 z 09.06.1883).  Trudno się dziwić, że ówcześni treserzy – aby spełnić oczekiwania klientów – uwagę swoją bardziej skupiali na korygowaniu błędów aniżeli na naprowadzaniu zwierzaka na prawidłowe zachowanie. Stąd też brała się niesamowita pomysłowość w wymyślaniu niezawodnych  przyrządów do tresury. Przypatrzmy się im bliżej.

Otok, czyli gładka linka wymoczona w oleju lnianym długości 15-35 metrów. Otok był narzędziem najważniejszym, gdyż pozwalał nauczycielowi panować zawsze nad psem. Przy jego pomocy treser mógł w każdej chwili  zatrzymać psa, powstrzymać go, cofnąć, zwrócić na siebie uwagę, ukarać go targnięciem, wypuszczać dalej lub trzymać bliżej siebie.
(Rys. 1) 

Korale, czyli obroża bolesna. Obroża składała się z gałek drewnianych wielkości średniego orzecha włoskiego, w które powbijane były tępo zakończone kolce żelazne.
(Rys. 2) 

Jej odmianą była zwykła obroża skórzana z wbitymi do wewnątrz kilkoma grubymi gwoździami oraz jej udoskonalona odmiana w postaci nagwintowanych rurek metalowych włożonych w otwory obroży, w które wkręcało się naostrzone gwinty.
(Rys. 3 i 4) 

Konrad Machczyński - autor poradnika „O wyżłach i ich układaniu, Warszawa 1898” pisał, że przyrządów tych „… używa się tylko w ostateczności, kiedy psa gwałtownego, zuchwałego  i krnąbrnego nie można ani zwyczajnym otokiem, ani innymi surowszymi środkami poskromić i zmusić do posłuszeństwa”. Autor podkreślał, że można tego narzędzia użyć wyłącznie na krótko w chwili, gdy trzeba psa ukarać.

Obroża obciążona. Była to zwykła obroża, do której przytwierdzano cztery ciężary ołowiane. Służyła ona do powstrzymywania zbyt temperamentnego zwierzaka. Utrudniała mu chodzenie i zmuszała do większego umiarkowania w szukaniu tropów zwierzyny.
(Rys. 5) 

Klocki, czyli kawałek drążka przywiązanego do obroży na  tyle długiego, ze jeden koniec wlókł się po ziemi z jednej strony,  uniemożliwiając uczniowi szybki chód.
(Rys. 6) 

Łopatki – kawał kory o kształcie klina. Korę tę węższym końcem przywiązywało się do obroży a szerszy koniec wlókł się pod psem. Wystawała poza tylne łapy. Służyła do nauki chodzenia wolnego i ostrożnego.
(Rys. 7) 

Opaska. Pasek miękkiej skóry, którym lekko ściskano tylną nogę powyżej pięty. Opaskę co godzina przenoszono z nogi na nogę.
(Rys. 8) 

Szlejki skórzane, które nie krępując psa w biegu zwykłym uniemożliwiały mu przejście w galop i gonienie zwierzyny.
(Rys. 9) 

Widełki – które krótszymi końcami przypisano do obroży a dłuższy koniec wkładano pod brodę. Stosowano, gdy pies nie chciał szukać górnym wiatrem.
(Rys. 10) 

Obroża  Merey’sa  służyła do wyuczenia psa:

1/ warowania i spokojnego zachowywania podczas strzału i po strzale

2/ szybkiego i prawidłowego podawania ubitej zwierzyny.

Składała się z obroży z kolcami oraz  przypinanych pasków krępujących ruchy psa.
(Rys. 11) 

Natychmiastowe warowanie uważano za sedno tresury psa myśliwskiego.  Entuzjasta tego narzędzia pisał w numerze 9 Łowcu  Polskim z 1907 roku

„…psy niechętnie warować się uczą. (…) Najczęściej przy tej nauce bez zastosowania środków surowych obejść się nie można, przeczem nauczyciel niemało się nagniewa i namęczy, nim pożądany skutek odniesie. Obroża Mereys’a niedogodności te (…) prawie w zupełności usuwa”.

Nauka warowania polegała na tym, że po ułożeniu psa w prawidłowej pozycji należało szybko nałożyć na jego łapy paski, przymocowane uprzednio do bocznych kółek obroży.

Każda próba zmiany pozycji oznaczała ból, więc pies po kilku rozpaczliwych próbach uwolnienia się z uwięzi poddawał się. Wówczas trener, widząc że pies leży spokojnie, powinien podejść do ucznia, pogłaskać, pochwalić i uwolnić łapy z pasków. Czas warowania zalecano wydłużać, poczynając od 5 minut, by następnie przejść do nauki warowania w różnych warunkach terenowych i w oddaleniu od nauczyciela.

Drugą piętą Achillesową dla młodych wyżłów było aportowanie na rozkaz. Obroża Merey’sa miała eliminować następujące wady:

1/ niechęć do podnoszenia i przynoszenia pokazanego przedmiotu

2/ wypluwanie przedmiotów włożonych do pyska przez tresera

3/ porzucanie aportowanych przedmiotów w drodze do tresera

4/ niechęć do brania w pysk zabitej zwierzyny.

Naukę rozpoczynano od podnoszenia wałka drewnianego. Jeśli pies nie chciał go chwycić, wówczas należało na siłę włożyć aport do pyska i paskami przyczepić go do obroży. Każda próba wyplucia wałka znów łączyła się z bólem zadawanym przez gwoździe obroży.
(rys. 12) 

Psom wyjątkowo upartym, które nie chciały w żaden sposób wałka między zębami trzymać  radzono zastosowanie kantarka na pysk.
(rys. 13) 

Jednocześnie jednak zalecano, by „(…) każdy objaw posłuszeństwa i uległości psu wynagradzać, czy to jakim przysmakiem, czy głaskaniem, lub pochwałą.” Łowiec Polski, Nr 10/1907

Dzisiaj teoretycznie większość właścicieli psów deklaruje chęć szkolenia metodami pozytywnymi jednocześnie zakładając swojemu psu kolczatkę i kantarek na pysk, by nie ciągnął. Wiara w cudowne urządzenia, które zastąpią codzienną żmudną pracę jak była, tak jest nadal.