Pies, który mówi cz. IX

Źródło: Redakcja

Drzwi otworzyła ciocia Marysi i ku przerażeniu dziewczynek burknęła.

-Co jest? Co to za kundle?- popatrzyła, że jednego z nich Marysia trzyma na smyczy.

-Coś ty tu przywlokła?- mówiła coraz głośniej, a jej słowa niosły się po całej klatce schodowej. –Puść to psisko i jazda do domu!- wyrwała z ręki Marysi smycz z Misią, wciągnęła dziewczynkę do domu i zatrzasnęła drzwi.

Tosia nie wiedziała, co zrobić, stała jak sparaliżowana. Takiej reakcji nigdy by się nie spodziewała. Patrzyła na klamkę i nawet nie potrafiła nic powiedzieć. Trwało to dłuższą chwilę, a przez ten czas zza drzwi rozległ się płacz Marysi.

Nagle dało się słyszeć męski głos.

-Co się stało? Czemu płaczesz?

Nie dało się zrozumieć słów przerywanych pochlipywaniem, ale nie minęło nawet kilkanaście sekund, gdy po groźnie wypowiedzianych słowach –Dość!- drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich tata Marysi.

-Ty jesteś Tosia?- spytał.

-Tak.- odpowiedziała przestraszona dziewczynka.

Ale tata Marysi uśmiechnął się, kucnął przed Tosią, pogłaskał oba psy i spytał –Możesz przyjść za dwie godziny z pieskami?

-Tak proszę pana.- kiwnęła główką Tosia.

-Jak przyjdziecie, to porozmawiamy.- znów się miło uśmiechnął, wstał, mrugnął okiem i zamknął drzwi.

Gdy tylko Tosia wyszła z klatki, odezwała się cichym, ale pełnym oburzenia głosem.

-Ale zła pani. Nie wiem, jak z kimś takim można mieszkać w domu.

Ciapek warknął i gdy już nikogo nie było w pobliżu, powiedział –Misia mówi, że jej pani zachowywała się bardzo podobnie, nawet parę razy ją kopnęła.

-Nie mogę w to uwierzyć.- Tosia szła wciąż zamyślona –Nie rozumiem.- kręciła główką –Nie rozumiem, jak można nie lubić piesków.

-Niektórzy ludzie są jeszcze gorsi.- mruknął cicho Ciapek.

W ciszy zrobili jeszcze jedno kółko dookoła bloku i po odprowadzeniu Misi, Tosia z Ciapkiem, w nie najlepszych humorach weszli do domu.

Mama widząc zasępioną córeczkę spytała.

-Jak wam poszło?

-Marysia nie ma mamy, ma złą ciocię.- odpowiedziała Tosia i usiadła na podłodze obok Ciapka –Ona nie lubi piesków. I krzyczała na Marysię.- przytuliła się do swojego pieska i dodała –A ja nie lubię tej cioci.

Mama usiadła obok na tapczanie i łagodnie powiedziała.

-W życiu na swej drodze spotykamy różnych ludzi. Nie zawsze są dobrzy dla innych i najczęściej nie mamy na to wpływu. Niektórym można spróbować pomóc, ale dla pozostałych często bywa, że jest już za późno. Bardzo ważną rzeczą dla człowieka jest umiejętność pielęgnowania w sobie dobra. Niestety nie wszyscy o tym pamiętają, albo … nie widzą potrzeby, aby o tym pamiętać.

-Na przykład niektóre ciocie.- mruknęła Tosia.

Mama zamyśliła się na chwilę, ale zaraz uśmiechnęła się i zmieniając ton zapytała Tosi.

-A może zaprosiłabyś do nas Marysię, pobawiłybyście się razem.

-Spróbuję.- Tosia odpowiedziała z lekkim ożywieniem –Mam nadzieję, że będzie mogła.- popatrzyła na mamę –Jej tata powiedział, żebym przyszła z pieskami za dwie godziny.

-Wyjdę z tobą i razem poprosimy panią sąsiadkę. Na pewno się ucieszy.

-Tak jest.- uśmiechnęła się Tosia.

Po dwóch godzinach stanęła przed klatką Marysi i zadzwoniła domofonem. Chwilę potrwało zanim odezwał się męski głos.

-Tosia?

-Taaak.- odpowiedziała przeciągle zaskoczona dziewczynka.

-Wejdźcie, zapraszam.

Tosia trochę się bała, ale nie zatrzymała się, wchodząc po schodach. Gdy dotarli na pierwsze piętro, w drzwiach stał już tata Marysi i z uśmiechem wskazał otwarte drzwi. Tosia nie bardzo była przekonana, czy powinna wchodzić, ale gdy wyjrzała z nich też uśmiechnięta buzia Marysi, Tosia już całkiem odważnie weszła do mieszkania. Tutaj jeszcze rozejrzała się z obawą, czy gdzieś nie pojawi się ciocia Marysi, ale widząc to, jej tata szybko powiedział.

-Nie bój się, jesteśmy sami. Wejdźcie do pokoju z Marysią, ja zaraz przyjdę.

Gdy tylko obie dziewczynki i pieski usiedli na wybranych miejscach, do pokoju wszedł tata Marysi z koszyczkiem ciasteczek. Poczęstował Marysię i Tosię, pieskom dał po jednym ciasteczku i powiedział.

-Marysia mi wszystko opowiedziała i- zrobił bardzo poważną minę –w związku z tym mam do was bardzo poważne pytanie.

Dziewczynki spojrzały na siebie, ale żadna nie odezwała się.

-Czy chciałybyście mi zadać jakieś pytanie?

-Nooo, tak.- odezwała się niepewnie Tosia.

-No to- tata uśmiechnął się szeroko i dokończył –moja odpowiedź brzmi : „tak”.

Tosia znów spojrzała na Marysię, a Marysia rozłożyła rączki i odpowiedziała.

-Teraz zamiast cioci będę miała … pieska.- i rzuciła się tacie na szyję.

-Hola, hola! Udusisz mnie! Ja też się cieszę.

-Ja też, proszę pana.- zaśmiała się Tosia, a Ciapek aż szczeknął.

Tata popatrzył na psa, pokręcił głową i stwierdził –No proszę, wygląda jakby rozumiał, o czym mówimy.

Dziewczynki spojrzały na siebie i zaczęły chichotać, zakrywając buzie, po czym obie zerwały się z miejsc i zaczęły z radości podskakiwać. Gdy wreszcie nieco ochłonęły, tata odezwał się rzeczowo.

-A teraz moje panie czas na część formalną.- wstał, poprawił koszulę i oficjalnym tonem oznajmił –Proszę mnie zaprowadzić do pani z bolącą nogą.

A, że obie dziewczynki popatrzyły na siebie nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi, szybko dodał.

-Do chwilowej właścicielki panny Misi.

-Aaa!- Do pani sąsiadki!- ucieszyła się Tosia.

-Tak jest.- odpowiedział tata i wskazał drzwi wyjściowe. –Proszę bardzo, panie przodem.

Być może Ciapek w międzyczasie zdążył przekazać Misi, co się święci, bo nagle zrobiła się bardzo ożywiona, uniosła wciąż opuszczony ogonek i zaczęła nim kręcić młynka najmocniej jak umiała.

Wreszcie dziewczynki razem z tatą Marysi i pieskami stanęły przed drzwiami pani sąsiadki. Tata zadzwonił, drzwi się otworzyły i stanęła w nich zdziwiona pani sąsiadka.

-Ojej.- stęknęła -Co się stało? Misia kogoś ugryzła?

-Nie, proszę pani.- uśmiechnął się tata –Wszystko w porządku. Czy możemy chwilę porozmawiać?

-Ależ proszę, wejdźcie.

Cała rozmowa trwała bardzo krótko. Bo gdy tata Marysi przedstawił cel swojej wizyty, pani sąsiadka złożyła ręce i prawie ze łzami w oczach, ale cała szczęśliwa, powiedziała.

-Drogi panie, nie wiem, jak mam dziękować. Misia jest cudownym, kochanym i bardzo grzecznym pieskiem, a ja jestem już stara. Teraz jeszcze mam chorą nogę i nie mogłabym wychodzić z nią na spacerki. Tak się martwiłam, a tu proszę, Pan Bóg mi was zesłał. Tak bardzo jestem wdzięczna, tak się cieszę. Weźcie też miseczki i jedzonko dla Misi. Ona zasłużyła na miłość.

Pogłaskała Marysię po główce i dodała –Dbaj o nią kochanie, dbaj.- Schyliła się do Misi, wygłaskała ją i powiedziała –Nareszcie będziesz miała swój prawdziwy domek, twoja nowa pani będzie cię kochała. Teraz będziesz szczęśliwa.

Widać było po Misi, jak bardzo się cieszy, nie odstępowała Marysi na krok. A wyglądało to tak, jakby ktoś jej przetłumaczył na „psi” każde wypowiedziane słowo.