Pies pocztylion

Urząd pocztowy w amerykańskim miasteczku Brighton zatrudniał przed pierwszą wojną światową panią Pollock, której obowiązkiem było w oznaczonej porze odnoszenie do urzędu worka z pocztą, wyrzucanego z pociągu pośpiesznego nie zatrzymującego się w tym mieście. Urzędniczka miała psa, który towarzyszył jej w codziennych obowiązkach. Zdarzyło się raz, że pani Pollock ze względu na poważną ranę w nodze nie mogła iść po listy. Gdy nadeszła godzina spaceru na dworzec kolejowy, pies szczekał tak długo, aż jego pani otworzyła drzwi. Jack po kilkunastu minutach wrócił do domu, niosąc w pysku worek pocztowy. Od tej pory coraz częściej zastępował swoją panią. Kierownictwo – przekonawszy się o zdolnościach psa – patrzyło na to pobłażliwie.

Dwa lata później w Londynie pojawił się pies o podobnych upodobaniach. Nazywał się Salomon. Kiedy do domu, w którym mieszkał  właściciel Salomona przychodził listonosz, ten przeskakiwał przez ogrodzenie i już przez cały dzień pocztyliona nie opuszczał. Wobec tego właściciel podarował psa najbliższemu urzędowi pocztowemu. Każdego ranka towarzyszył jednemu z listonoszy i w ten sposób poznał cały Londyn. Sprawiono mu niewielką skrzynkę na listy, którą nosił na szyi a listy roznosił według wskazówek przewodnika. Po roku służby koledzy z sutych napiwków, które dostawał,  zamówili mu piękną obrożę z emblematami pocztowymi.

Te dwa pocztowe pieski same wybrały sobie zajęcie zgodnie z własnymi upodobaniami. Inne takiego szczęścia nie miały.

Psy pocztowe w Sachalinie, 1934 rok. Źródło: Sueddeutsche Zeitung Photo?Forum

Syberia… Śnieg, wiatr,  nieograniczone przestrzenie, gęste lasy, wspaniała zwierzyna z pięknym futrem… a pod wiecznie zmarzniętą ziemią pokłady złota, platyny, rud żelaza. W XIX wieku  jedni jechali tam w poszukiwaniu bogactwa, inni byli zsyłani na carski rozkaz. Wzdłuż rzek powstawały sioła, osady, potem miasteczka.  Krótko trwały chwile, gdy rzeka odmarzała i można było spłynąć łodzią do jej ujścia, by w porcie wymienić pocztę. Potem trzeba było wracać w górę rzeki pod jej prąd. Aby ułatwić podróż do łódki pocztowej zaprzęgano psy.

W zależności od rejonu do zaprzęgu wykorzystywano łajki, samojedy lub husky. Zaprzęg 30 psów równał się zaprzęgowi 20 północnych jeleni, które były wykorzystywane w głębi lądu, zaś psy ciągnęły zaprzęg zimą po zamarzniętych rzekach.

Kapitalne znaczenie miała wytrzymałość psów. W ciągu 24 godzin zaprzęg przebywał odległość 160 wiorst (170 km) tylko z jednym przystankiem na odpoczynek i karmienie. Na sanie ładowano minimalną ilość pożywienia, głównie ryb. Zwierzęta najczęściej  pracowały więc na granicy głodu. Rodziło to różne niebezpieczeństwa. Zaprzęg głodnych psów, jeśli zetknął się z zaprzęgiem jeleni napadał na nie i zagryzał. To samo działo się, jeśli psy zobaczyły zająca. Przewodnik, chcąc zachęcić zaprzęg do szybszego biegu, wołał: „zając!”, „zając!” Słysząc to, czworonogi powodowane głodem, przyśpieszały bieg.

1 2 3