Co na obiad? Dziś Azorek!

Mięso kupowali głównie robotnicy. Funkcjonowały i miały się całkiem dobrze osobne jadłodajnie, w których serwowano psie kotlety i pieczenie przypominające smakiem tłustą baraninę. Dużym powodzeniem cieszył się tatar z psa. Sytuacja taka nie była następstwem nędzy, lecz przekonania, że psie mięso chroni od gruźlicy, która dziesiątkowała tamtejszą ludność. W efekcie cena mięsa psiego dochodziła do 50 fenigów za funt i była wyższa od ceny koniny. Prawdopodobnie stamtąd tradycja jadania psów została przeniesiona na Śląsk i Zagłębie. W roku 1927 prasa donosiła, iż w Sosnowcu policja wykryła nielegalną rzeźnię, w której sprzedawano psie mięso oraz kiełbasy z domieszką wieprzowiny. Jak obliczono, pod nóż szło tam miesięcznie koło 100 psów i kotów.

Rok później natrafiono na  wzorowo urządzoną rzeźnię  z napędem elektrycznym prowadzoną przez górnika z kopalni „Mecz”, który podczas przesłuchania powiedział, że żywi się od lat jedynie psim mięsem podobnie jak wielu jego klientów. Wpadł, bo uprowadził ulubionego pudla jednego z dyrektorów kopalni.

Oszustwo!

Trzecią przyczyną zabijania psów na mięso było pospolite oszustwo. Psy udawały jagnięcinę lub baraninę, zaś koty  zające lub króliki. W Salzburgu  pewien restaurator został skazany na  miesiąc ciężkiego więzienia za to, że do potraw zamiast wieprzowiny używał niebadanego psiego mięsa i kliku jego klientów zachorowało.

A w Polsce?

W Polsce nie było tradycji jadania koniny i psiny, czyli mięsa dwóch najbliższych towarzyszy człowieka. Antoni Ignacy Tomaszewski  myśliwy i znawca psów, autor cyklu „Nieco o psim organizmie i zmysłach snuł takie refleksje: „Zostawmy więc Chińczykom psinę, tem więcej, że nie możemy korzystać z tajemnic kulinarnych naszych wschodnich sąsiadów, u których pies jest przyrządzany tak rarytnie, że… palce lizać!  A podobno nawet bez żartów, psie mięso – rzeczywiście ma być wyborne, tylko trzeba umieć je przyrządzić, i być może, iż tylko dla nieumiejętności przyrządzania próby dotąd czynione tak w Belgii jak i w Bawarii nie wpłynęły na szersze uorganizowanie się psich jatek. Chociaż przyznam się – jeść dobrowolnie i ze smakiem psa, przyjaciela człowieka, pachnie trochę ludożerstwem.” 

Prasa z nieukrywanym niesmakiem informowała o takich incydentach: „Kiełbasy z psiego mięsa wyrabiał w Żytomierzu rzeźnik Gromadecki, którego zdradził oddalony od niego służący i doniósł o tem policji. Znaleziono u niego tuczne szczenięta, oraz mnóstwo psich szkieletów i kości, a sam właściciel przyznał  się do tego, że istotnie robił kiełbasy z psiego mięsa. Policyja podobno chciała mu wytoczyć skargę  kryminalną, ale zaniechała, ponieważ zarząd lekarski wyrzekł, że mięso psie w kiełbasach jest nieszkodliwe.”

W Warszawie kilkakrotnie próbowano  uruchomić psie jatki, jak chociażby w 1927 roku, gdy jeden z miejscowych rzeźników wystąpił do magistratu o udzielenie koncesji. W podaniu zapewniał, że  psie mięso: „...jest bardzo zdrowe, delikatne i smaczne, i byle zwalczyć uprzedzenia do niego, to stanie się ono dla ludu bardzo pożądanym masowym artykułem spożywczym.”

Jednak uprzedzenia były silniejsze… Na szczęście.

 

Źródła:  www.matthew-rowley.blogspot.com; (Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa);Łowiec Polski,  Nr 8/1913; Dr. K. von Buchka, Gesetz betreffend die Schlachtvieh- und Fleischbeschau vom 3. Juni 1900 nebst Ausführungsbestimmungen, Berlin 1902; Łowiec Polski, Nr 47/1929; Łowiec Polski, Nr 5/1910; Łowiec Polski, Nr 11/1927; Łowiec Polski , Nr 30/1929; Łowiec Polski, Nr  21/1911; Łowiec Polski Nr  12/1902; Goniec Wielkopolski,  Nr  118/1881; Orędownik Ostrowski, Nr  41/1927.

 

1 2