Asik w oblężonej Warszawie

W Warszawie przed wojną mieszkało kilkanaście tysięcy psów. Niewiele z nich przeżyło okupację. Nie miały szans w starciu z ogromną machiną wojenną.

Asik - mały, dzielny pies, który tak wiele przeżył. Asik - mały, dzielny pies, który tak wiele przeżył. Źródło: materiały własne

Siedziałem sobie na trawniku przed kamienicą. W Ogrodzie Pomologicznym zjadłem kilka bardzo słodkich śliwek i było mi błogo. Słońce przygrzewało mocno, jak to pod koniec sierpnia. Leniwie patrzyłem przed siebie. Akurat na Dworzec Główny przyjechał jakiś pociąg, więc podróżni wychodzili na ulicę, wsiadali do dorożek, do taksówek, szli gdzieś przed siebie, może do tramwaju. Roiło się, jak w ulu. Koło mnie przechodzili panowie w zaprasowanych spodniach i lśniących trzewikach oraz panie w kolorowych sukienkach, pończochach ze szwem i bucikach na półsłupku. Zastanawiałem się, czy iść do domu. Wakacje się kończyły, Z doświadczenia wiedziałem, że trwają przygotowania do nowego roku szkolnego, pranie, prasowanie, przerabianie, kompletowanie, a to zawsze rodziło pewną nerwowość. W końcu, gdy zapadł zmierzch pobiegłem na czwarte piętro do domu. Mieszkaliśmy w samym centrum Warszawy w kamienicy stojącej na rogu Emilii Plater i Alei Jerozolimskich. Wszedłem pod łóżko i usnąłem.

Asik w Ogrodzie Pomologicznym z dziećmi Źródło: materiały własne

Z samego rana obudziły nas wyjące syreny. Ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Wszyscy zbiegli do piwnicy. Ja też. Ludzie mówili, że zaczęła się wojna. Dzieci nie poszły do szkoły. Gdy odwołano alarm, pani moja zakleiła paskami papieru szyby w oknach i zrobiła zasłony z czarnego papieru. W następnych dniach było podobnie. Między alarmami chodziłem z dziećmi stać w kolejce po chleb. Z dnia na dzień robiło się coraz straszniej. Bałem się potwornie. Bomby spadały coraz bliżej naszego domu. A my coraz dłużej siedzieliśmy w piwnicy w ogłuszającym huku wybuchów. Cały się trzęsłem i tuliłem do panienki.
Któregoś dnia okazało się, że nie ma już światła i nie ma wody. Elektrownia i wodociągi zostały zburzone. Teraz staliśmy w kolejce nie tylko po chleb, lecz również i po wodę dowożoną w cysternach. Przebojem stały się lampki karbidowe zastępujące oświetlenie elektryczne. Któregoś razu po odwołaniu alarmu lotniczego, gdy wyszliśmy przed dom, okazało się, że Dworzec Główny płonie a sąsiedniej kamienicy już nie ma. Gdzieś spod gruzów wyskoczył seter. Był tak przerażony, że moja pani złapała go i zaprowadziła do domu. Położyła wygodnie, przykryła kocami, bo trząsł się cały. Myślałem, że będę miał kumpla. Niestety piesek nie wytrzymał szoku, jakiego doznał podczas bombardowania.
Coraz gorzej było z jedzeniem. Pan mój wybrał się do stajni na Kercelak, gdzie dorożkarze trzymali swoje pojazdy i konie. Bardzo dużo koni zginęło w wyniku ostrzału artyleryjskiego i nalotów. Pan mój wrócił do domu z polędwicą końską. Gdy pani rzuciła na patelnię cebulę i zaczęła smażyć befsztyki, to zbiegło się pół domu. Jedli wszyscy, nawet ci, którzy przed wybuchem wojny konsumowali tylko białe mięso. Ja też dostałem kawałek. Gdy potem poszedłem do Pomologa, to nie poznałem mojego ulubionego miejsca. Piękne drzewa uległy kompletnemu zniszczeniu. Skakałem pomiędzy lejami  po pociskach i bombach.  

Aż nadszedł taki dzień, że wszystko ucichło a ja stojąc za rogiem obserwowałem, jak przez Aleje Jerozolimskie jadą mocno hałasujące pojazdy na gąsienicach, konnica, artyleria. Na końcu szła piechota.

A potem to było już wszędzie słychać obcą mowę, której nie rozumiałem. Jednak szybko się nauczyłem, że należy unikać podkutych buciorów obco pachnących panów, którzy idąc walili nimi o bruk. 

PS. Asik zginął podczas Powstania Warszawskiego.