Adoptuj, nie kupuj i POKOCHAJ!

Dom to nie tylko meble. Kiedyś mawiało się – tam dom mój, gdzie serce moje… Dziś mało kto o tym pamięta, ale „serce” i tak umiera bez domu. Serca są różne, ale najbardziej narażone na śmierć jest psie. Wszak nawet nazwa gatunku obowiązująca na całym świecie to pies domowy. Człowiek obiecał mu dom przed tysiącami lat. Tak samo postąpił z kotem. Przecież to też kot domowy. Dziś zamknął drzwi i odwrócił wzrok od psiej i kociej bezdomności. Udaje, że jej nie ma. Tak jakby nie czuł, nie słyszał błagania zza schroniskowych krat. 

Kadr z filmu POKOCHAJ Kadr z filmu POKOCHAJ Źródło: editenter.pl

Współcześni ludzie stają się coraz bardziej bezduszną masą. Prą ku łatwiźnie i źle pojętej wygodzie. Mówią - nie mogę iść do schroniska, bo nie zniosę tego widoku. Odpowiadam na to - wyobraź sobie, że ciężko chory trafisz do szpitala, ale rodzina nie przyjdzie, bo nie zniesie widoku twojego cierpienia. Inni twierdzą, że pies, czy kot ze schroniska sprawi więcej kłopotu niż ten kupiony. Pytam  - dlaczego? Czym różni się hodowlany rasowiec, od schroniskowego skazańca? Skazaniec też kiedyś miał dom. Nie spadł z kosmosu. Po prostu, potraktowany jak zabawka znudził się swojemu „panu”. Jeden i drugi potrzebuje czasu, by odnaleźć się w nowych okolicznościach. Hodowlany szczeniak wymaga dużo więcej cierpliwości i zabiegów profilaktycznych niż starsza istota. Tym bardziej taka, która bardzo źle znosi schroniskową rzeczywistość. Poprawa warunków życia, poczucie bezpieczeństwa i miłości sprawia, że oddaje się bez reszty nowemu opiekunowi. Psy i koty są tak samo różne jak ludzie i tak samo jak my giną bez domu. Kto z Was chciałby stać się bezdomny? Spać na dworcu i grzebać w śmietniku? Nikt? Czy myślicie, że ludzie których mijacie, jedni ze wstrętem, inni z lękiem nie mają imion, nazwisk? Mają. Ich też ktoś, kiedyś nazwał synkiem, córcią. Oni też dostali w szkole piątkę. Potem życie się zagmatwało. Coś zaniedbali, o czymś zapomnieli i znaleźli się na ulicy. Pies nie zapomniał. Nie zgubił. Nie przepił. Nie przegrał na giełdzie. Jest niewolnikiem człowieka. Bez niego nie umie już żyć. I właśnie dlatego wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za bezdomność zwierząt. To my, ludzie zgotowaliśmy im ten los.

Zacznijmy od tego czym jest udomowienie. Wielu z nas myli je z oswojeniem. Wielki błąd. Oswojone zwierzę nie boi się człowieka. Udomowione nie umie bez niego żyć. To nic innego jak odebranie samodzielności. Ubezwłasnowolnienie. Wszystkie udomowione zwierzęta zapłaciły za to najwyższą cenę. Stały się kotletem, nabiałem, skórzanym butem, pierzem w poduszce i zabawką. Spójrzmy prawdzie w oczy, weźmy na siebie choć ułamek odpowiedzialności i skierujmy kroki w stronę najbliższego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Zapytacie czym się kierować przy wyborze? Odpowiem jednym słowem - sercem. Nie modą, nie pragnieniem zastraszenia sąsiada, nie kolorem sierści, czy stanem zdrowia. Sercem. No tak, ale najpierw trzeba je mieć. A co jak zostało w domu, na nowym dywanie? Wtedy zawróćcie. Nie bierzcie żadnego psa, ani ze schroniska, ani z hodowli. Najpierw odnajdźcie swoje serce pośród niezliczonej ilości gadżetów. Zakładam jednak, że jeśli już obraliście schroniskowy azymut, serce jest na swoim miejscu. Gdy jest mało doświadczone w międzygatunkowych relacjach, powinno skorzystać z wiedzy pracowników schroniska. Oni umieją powiedzieć, czy pies lubi dzieci, inne psy i koty. Czy ma spokojne usposobienie, czy też jest szalonym wesołkiem. Ludzie oczekują recepty jak postępować z psem lub kotem. Wspomniałam już wcześniej, że każdy z nich jest inny. Tak samo jak ludzie, nawet w obrębie własnej rodziny.

Źródło: editenter.pl

Jedno jest wspólne dla wszystkich psów - ich stan ducha i emocje można przyrównać do tych, które kryje dusza trzyletniego dziecka. Nasze oczekiwania wobec dziecka ograniczają się do jednego - ma być szczęśliwe. To samo powinno dotyczyć psa i kota. Nie miejmy oczekiwań. Pozwólmy mu odnaleźć się w nowym otoczeniu. Najłatwiej to wytłumaczyć na własnym przykładzie. W moim domu mieszka 21 zwierząt. Wszystkie są z niedoli. Ze schronisk, z ulicy, z lasu. Dwanaście kotów i dziewięć psów. Nie były specjalnie dobierane. To nie do końca prawda. Głównym powodem dla jakiego trafiły do mnie była śmierć… Tak, gdybym ich nie zabrała, zginęłyby.

Psy: Sarna - jedenastoletnia dobermanka spędziła w schronisku kilka lat. Postanowiono ją uśpić z powodu raka kości, którego jak się okazało już w naszym domu wcale nie miała. Żyje i ma się świetnie. Jest chodzącą łagodnością z manierami charakteryzującymi królewskie dwory. Ma niesprawną tylną łapę. Nie z powodu nowotworu. Kiedyś, ktoś połamał jej nogę. Pinio- niewidomy pekińczyk. Nie umiał odnaleźć się w schronisku. Gasł jak kwiat bez wody. Dziś mimo ciemności, w której żyje, bije od niego radość życia. Lusia- przerośnięta chihuahua. Przez pół roku siedziała w klatce dla chomików. Oduczyła się chodzić, a na dodatek zabijało ją ropomacicze. Biega jak łania i co rano odśpiewuje arię do słońca cienki głosikiem. Bubo - spory dwarniaszka. Urodził się na wsi i miał trafić do wiadra z wodą. Nie ma łatwego charakteru, ale uznaje ludzką dominację. Czasem mówi do mojego męża - po co nam tyle zwierząt? We dwójkę byłoby fajniej. Bombinio - pekińczyk o sercu lwa. Ktoś wyrzucił go z samochodu na ruchliwej ulicy. Patrzy na mnie jakbym była aniołem. Przysięgam, że to jedno z milszych uczuć. Kajtek - beżowy kundelek. Błąkał się po jednej z warszawskich dzielnic. Mróz chciał go zabrać na tamten świat. Dziś już o tym nie pamięta i mimo mikrych rozmiarów ma zakusy na przywódcę stada. Bunia - dawno temu jakaś bestia połamała jej wszystkie łapy i poderżnęła gardło. Nie umarła. Trafiła do schroniska. Została foczką. Nie może chodzić. Pewna starsza pani szukała przyjaciela. Zobaczyła w oczach foczki nadzieję i powiedziała - ty. Los Buni zmienił się radykalnie. Ktoś ją pokochał. Niestety po kilku latach jedyna miłość Buni odeszła na zawsze. Suczka miała podzielić jej los. Na szczęście dowiedziałam się o tym i Bunia patrzy na mnie figlarnym okiem. Nie, nie zapomniała o swojej poprzedniej pani, ale mnie też kocha. Czikita- suczka mojej córki. Trafiła do mnie, bo jest chora na padaczkę, krwotoczne zapalenie jelit i żołądka i coś w rodzaju bulimii bez dbałości o tuszę. Za jedzenie dałaby się zabić i zabiłaby dla jedzenia. Od czasu gdy z nami mieszka, staliśmy się bardzo czujni. Nawet sekunda nieuwagi nad talerzem grozi głodem. Czikita jest szybsza niż błyskawica. Co gorsza, nie przebiera w środkach perswazji, ale jej zaletą jest to, że lubi inne psy i koty. Oczywiście pod warunkiem, że na horyzoncie nie ma jedzenia. I na to jest sposób - Czikita jada w odosobnieniu i nie opuszcza go dopóki psia miska są w użyciu. Niedawno odszedł jamnik Bolek. Znudził się swojej pani, gdy miał jedenaście lat. Z nami przeżył następne osiem. Oddał mi całe serce i na starość terroryzował. Miłością.

Koty: Stanisław - bury staruszek. Nie wiem ile ma lat, ale z powodu grzybicy i wieku nie miał szans na adopcję. Lula - niebieskooka piękność, też w latach. Wskoczyła do samochodu mojej przyjaciółki. Rudy - wielki rudzielec z Białowieży. Znalazłam go w kartonie po sokach owocowych. Pomarańczowych. Jeszcze niewidoma Mała Mi, niedowidząca Cecylka - Ceca, Białka uczulona na słońce, Maciuś- dwudziestoletni król kotów, Kicanka o wiecznie zdziwionej twarzy, Donek, zwany Zombikiem z powodu niezmierzonej ilości chorób, Mundeczek znaleziony w jednej z warszawskich piwnic i Donek - kot mojej, nieżyjącej mamy.

Każde z wymienionych tu zwierząt jest po przykrych, czasem przerażających przejściach. Mimo to dogadują się lepiej niż niejedna ludzka rodzina. Oczywiście nie mogłabym wprowadzić do domu psa na koty, czy kota nieznoszącego innych zwierząt. Od tego mam ośrodkowy układ nerwowy odpowiedzialny za myślenie. Jeśli biorę psa lub kota ze schroniska, robię dokładny wywiad. Nie dotyczy on wyglądu zwierzęcia, ale jego zachowania. Czy toleruje inne zwierzęta? Czy ma skłonności dominanta? Czy jest bojaźliwy, a może wręcz odwrotnie? Dzięki temu nie tylko nie przyjmę istoty, która stworzyłaby zagrożenie dla innych, ale wiem jak postępować z nowym członkiem rodziny. Najważniejsze - nie narzucać się. Poczekać, aż sam przyjdzie. Dać swobodę wyboru miejsca. Pozwolić poznać cały dom. Nie od razu zabierać się za zabiegi higieniczne. Poczekać z wizytą w gabinecie weterynaryjnym. Na wszystko przyjdzie czas. Najpierw trzeba zajrzeć w serce. Psie i kocie to delikatny klejnot. Brylant, który odzyska blask tylko w kochającym domu. Wtedy stanie się odporny nawet na wizytę u lekarza. 

Kastracja psów i kotów oraz akcje promujące walkę z bezdomnością to jedyne sposoby na zmianę losu porzuconych zwierząt. Więc adoptuj i POKOCHAJ! zwierzaka ze schroniska. www.pokochaj.org

Dorota Sumińska