Było deszczowe lipcowe popołudnie, cisza w domu, a dziesięcioletni Marcel leżał na dywanie i przeglądał encyklopedię dla dzieci. Była tak ładnie wydana, że aż z ciekawością chciało się przewrócić kolejną kartkę. Rzucił okiem w stronę okna i westchnął.
-Co tu robić jak nie ma co robić. I jeszcze ten deszcz. Mógłby padać ze sto metrów dalej to chociaż wyszedłbym do ogródka, w piłkę pograć ze ścianą. Taka pogoda w wakacje?- pokręcił głową -Nudy. Że też te wczasy nad morzem musiały się tak szybko skończyć.
Marcel nie miał rodzeństwa i najczęściej jego kompanami do zabawy były... same zabawki. Tuż przed wakacjami rodzice zakończyli budowę jego domu i szybko się wprowadzali, żeby zdążyć przed wyjazdem. Teraz czuł się badzo obcy w nowym miejscu i wcale nie chciał wychodzić z domu. Dobrze, że chociaż był ten ogródek i można było w nim poszaleć.., ale zaraz za ogródkiem las. Wieczorami gdy patrzył na ciemną ścianę drzew nieraz przeszedł mu dreszcz po plecach.
Właśnie "zatrzymał" się na starożytnym Egipcie i z zaciekawieniem zaczął czytać informacje.
-Piramidy, Sfinks, faraoni, rydwany ognia ... Kto wie co tak na prawdę działo się w tamtych czasach? A może to wszystko co piszą to zwykła bujda, może piramidy chowają jednak w sobie nieziemskie tajemnice. Podejrzewam, że ci, którzy coś odkryli nie chcą się dzielić swoimi rewelacjami z innymi, zatrzymują je dla siebie . Ja w każdym razie wiem, że tam coś jest!- pomyślał sobie i na głos powtórzył -Na stówę, że tam coś jest!
-Gdzie, kochanie?- spytała babcia wchodząc do pokoju. Opiekowała się Marcelem podczas nieobecności rodziców.
-Tam! W piramidach!- spojrzał na babcię z miną odkrywcy.
-Tam? Tam jest tylko pełno kurzu, skarbie.- uśmiechnęła się -Położę się na chwilę, dobrze? Pobawisz się sam?
-Jasne.- a gdy babcia wyszła z pokoju dodał -Zawsze bawię się sam.
Popatrzył na kredki, blok rysunkowy i uśmiechnął się pod nosem. -Zaraz bedę miał kumpla! I to będzie taki kumpel, że ..., że będzie aż fajny!
Zaczął rysować. Najpierw było kółko, po tym ptasie nóżki i nastroszona czuprynka na górze. Przyjrzał się krytycznie, nie umiał rysować twarzy.
-Będziesz miał grzywkę.- dorysował taką, żeby zakrywała oczy, ale zaraz się poprawił. -Dużą grzywkę.- grzywka zrobiła się do miejsca gdzie powinny znajdować się usta. -Hmm.- usta też nigdy mu dobrze nie wychodziły. -Umówmy się, że fryzjer wyjechał na urlop.- po czym cała kula została pokryta grzywką. -I będziesz się nazywał ... Bąbel.
Gdy zakończył rysowanie przyjrzał się z dumą kumplowi. -I będziesz umiał ...- myślał przez chwilę -będziesz umiał znikać. O tak.- przewrócił kartkę rysunkiem w dół. Będziesz moim kumplem i będę mógł cię zabrać ze sobą wszędzie.
Ponownie położył go przed sobą i powiedział -Jeszcze będziesz umiał ...- ale tak bardzo zakręciło go w nosie, że w momencie kichnięcia, z jego ust wyskoczyło słowo -czarować.- Przetarł nos grzbietem ręki i spojrzał na kumpla, ale już go tam nie było.
-Na zdrowie.
-Dziękuję.- Marcel odpowiedział machinalnie, ale zaraz znieruchomiał. W pokoju oprócz niego nie było nikogo. Rozejrzał się.
-Czego szukasz?- spytał obcy głos.
Marcel zerwał się na równe nogi.- Kto to?
-Ja.
-Co za "ja"?
-No ja.
-Gdzie jesteś?
-Tu.
-Gdzie "tu"? Nie widzę!
-Bo kazałeś mi być niewidzialnym.
-Zaraz, zaraz.- Marcel przetarł ręką czoło. -Chyba nic mi się nie stało przez to kichnięcie.
-Tobie nic, mnie zdmuchnęło i ... O!
Marcel obejrzał kartkę na obie strony. -Nie ma cię tu.- stwierdził oglądając kartkę z obu stron.
-Celna uwaga.- odpowiedział głos.
-Słuchaj ...,- szare komórki Marcela zaczęły właściwie pracować. -skoro kazałem ci być niewidzialnym to teraz masz być widzialny.
Na podłodze, tuż przed chłopcem pojawiło się coś kulistego, potarganego i wyglądało dokładnie tak jak zostało narysowane na kartce.
Marcel odchrząknął i podrapał się za uchem przyglądając się uważnie kumplowi.
-Co jest?- spytał Bąbel.
-Chyba się nie popisałem z tymi nogami. Umiesz latać?
-A mam umieć?
-Masz.
Bąbel uniósł się na wysokość twarzy Marcela i powiedział -To była trzecia i ostatnia możliwość jaką mogłeś dla mnie wymyślić.
-Chyba już i tak wystarczy.- uśmiechnął się Marcel -Jeśli nie śpię i dzieje się to na prawdę to ..., to ..., to to jest rewelacja! Masz ręce?
-Wszystko mam.
-To uszczypnij mnie.
Bąbel podleciał do wystawionej ręki Marcela i maleńka rączka uszczypnęła go.
-Ałć! To boli!
-Sam chciałeś.
Marcel usiadł po turecku na podłodze przy encyklopedii i spytał -Co umiesz? Znaczy, co wiesz? Bo mam nadzieję, że nie będę musiał cię wszystkiego uczyć.
-Umiem dokładnie to co ty.
-Ufć.- Marcel podparł brodę ręką -Tyle co ja znaczy też, że nie więcej niż ja.
-Ychy.
-Wiesz, zanim się pojawiłeś, próbowałem rozwiązać zagadkę piramid.
-I co, udało się?
-Nic, ale ...- spojrzał na komputer -można by ściągnąć więcej informacji z internetu.
-Ej ty! Masz kumpla?- spytał Bąbel.
-Marcel popatrzył nieprzytomnie na niego, ale zaraz zrozumiał o co chodzi. -Mam.
-Kumpel umie czarować?
-A umie?
-Umie. Jaki masz problem?
Marcel zadarł wysoko nos, popatrzył w sufit i zażartował -Chciałbym się znaleźć w starożytnym Egipcie u podnóża piramidy.
c.d.n.